Jedynym atutem bycia starą ciotą, tak około trzydziestoletnią, jest to, że można każdemu prosto w oczy głosić prawdę. Pamiętam choćby chomiczą panikę koło dwutysięcznego roku, kiedy cały świat żył milenijnym wirusem, ale to nam głęboki strach zajrzał we wszystkie trzy oczy. Pierwszy ze straszną wieścią przybiegł Cienki Bolo, podekscytowany jakby na pikietę trafił nowy, nie ruchany jeszcze czternastolatek, który nas, piętnastoletnie stare wygi, wykosi z biznesu i mówi ta stara prukwa do mnie: Księżno – bo taką wtedy miałem ksywkę, piękny byłem jak młoda Remy Schneider w filmach o Sissi – no więc mówi do mnie jakoś tak:
Księżno moja kochana, trza będzie wciągnąć gacie i wrócić do ojców i matek swych, wziąć za uczciwą robotę, zapomnieć o friendowskich przyjemnościach, zawodówki pokończyć i ożenić się zaraz po dwudziestce, bo armageddon nadchodzi szybciej niż nad Wall Street… i dalej już z trudem słuchałem, bo Cienki Bolo – ale to mu przyznajmy, długi, i jak szpilki ubierał, to musiał specjalne, co od jednego Austriaka dostał w prezencie, bo u nas takich wielkich, europejskie czterdziestka piątka, wtedy jeszcze nie było – bo Bolo miał przeciwny sposób mówienia. Uciekł od starych, kiedy ci popadli w jakowąś dewocję nowoamerykańską, łączącą przepowiednie Starego Testamentu z osiągnięciami czikagowskiej ekonomii azbestowej i z tego wyszedł taki Bolo, co to gadał jak raz Wernyhora, a raz jak taki luj spod Pierdziszewa, gdzie zresztą się urodził. Sam teraz widzę, że popadłem w podobną manierę, zaraz ze mnie Michaśka Literatka spod skóry wyskoczy jak ten wrzód na dupie, choć osobiście wolałbym być jak zakochany jeniec.
Z Bola w końcu wyciągnęliśmy, że jakiś biznesmen spod Płocka wyhodował nowy gatunek chomika, co to nie ma futra, ani zębów i pazurów, i teraz w WAR-SZA-WIE – nazwę stolicy wymawialiśmy właśnie tak, z mieszanką zgrozy oraz podziwu, po tutejszych dworcach, parkach i szaletach wierzgały tabuny dzikich opowieści o chłopakach, co to tam wyjechali i odnieśli, mierzony tonami lubrykantów, SACK-CES – i teraz w WAR-SZA-WIE w branży zastój kompletny, wszyscy tylko kupują te chomiki, nawet polskie Dojcze co to wróciły do Hajmatu i tak chętnie obsypują złotodupych chłopców prawdziwymi markami, teraz tylko kombinują jak takiego chomika legalnie wywieźć za granicę, i szlus, nie będą przyjeżdżać na Ślunsk w innych celach niż familijne i marek, tychże marek!, ciężko zarobionych na taśmie z metkami, alufelgami i parówkami, nam nie podarują, tylko bajtlom swym ponakupują konsol nintendo, by się Frycenamdt nie czepiał dłużej, że źle prawdziwych śląskich Niemców na niemieckich Niemców wychowują.
Nie mieściło nam się…. w głowach, całe to chomikowanie. Nawet Szybkkki Józek, co to miał prawie dwudziestkę, się trochę jąkał i w tej branży widział wszystko, miał pewne problemy z wyobrażeniem sobie tego i pobledliśmy wszyscy jak staliśmy w tym przejściu podziemnym, choć może to wina świateł była, słabo był oświetlony wówczas dworzec, choć przynajmniej z kielichami. By nie przedłużać tych wynurzeń, wspomnę tylko, że przez dwa tygodnie ruch w interesie był mniejszy, te wszystkie stare cioty i ojcowie rodzin z efebowskim odchyleniem, czekali pospołu na te chomiki, co bardziej niecierpliwi eksperymentowali we własnym… zakresie i na izbach przyjęć u weterynarzy ruch się zwiększył o 300%. Tyle to było ze słynnej paniki chomiczej. Kilka miesięcy później dopadła mnie mutacja, zbrzydłem i przeszedłem na emeryturę.
Po latach dowiedziałem się jak to było naprawdę. Otóż jakiś płocki domorosły Maczurin skrzyżował kilka pokoleń chomika domowego we wczesnej nastoletniości i tak eksperymentował na biednych zgryzoniach, że padały jak muchy i smród był już tak okropny,że mu starzy zapowiedzieli, ze albo on albo one – coś z domu natychmiast wylatuje. I tenże Marcin wywalił zwierzaki, co może i szkoda, bo piękny był on rzekomo jak Narcyz i takiegoż to charakteru, to by sobie chłopak wiódł wspaniałe życie na ulicy, a tak to ponoć prawnikiem został i teraz w Sądzie Najwyższym siedzi albo Trybunale.
Te chomiki znalazły nowy dom na mazowieckiej prerii, u jednego z kuzynów przyszłej gwiazdy płockiej palestry. I rzeczywiście były dalej rozmnażane, jednak z zupełnie innych powodów niż seksualne. Po transformacji uległa atrofii tkanka społeczna miejscowego pegeeru i w tych ciężkich warunkach cywilizacyjny rozwój populacji uległ zatrzymaniu, a wręcz cofnął się do poziomu grup zbieracko-łowieckich. Chomiki stały się nie tylko podstawowym źródłem protein, ale także żywą fermą futer na zimowe odzienie, a ich zęby oraz pazury służyły miejscowym szamanom, zatrutym sporyszem, do wytwarzania amuletów i talizmanów.
Komputery też nie padły po nastaniu nowego tysiąclecia.