Błękitne fale oblewały stopy jedynego człowieka na plaży. Gdziekolwiek spojrzeć, ani jednego parawanu. Sondzia miał więc pewność, że na pewno to nie jest polska plaża, choć o falochron odbijała się tratwa z biało-czerwoną banderą. Czegoś brakowało, Sondzia czuł niepokój podczas swej kolejnej, chyba trzeciej, wizyty na atolu Bikini. Bo to tu musiało być Bikini.
W piasku leżały cegiełki z jakimś białym proszkiem. Pewnie gips szpachlowy dla Pisasza, pomyślał, sfuszerował sufit okropnie. Nie powinien brać solonego piasku, skądś Sondzia wiedział, że to zły materiał budowlany. Wszystko się sypie. Nawet folia w spreju..
Trupią ciszę przerwał bulgot, jak ze studzienki kanalizacyjnej w centrum Katowic w czasie ulewy. Wypłynął na powierzchnię okręt podwodny podpisany cyrylicą. Курск odcyfrował Sondzia, z włazu już wychodził kapitan w mundurze zombie SS. Nad nim kołował wielki ptak i Sondzia nagle ogarnął, kogo mu na plaży brakowało.
– Nie jestem gruby, brakuje mi tylko pół metra – Wyskrzeczało ptaszysko, a Sondzia zastanawiał się o pół metra czego chodzi, Jakubie?
I dlaczego Jakubie?
Ocknął się. Z kałamarza wyciekał atrament. Na akta.
Zwykły człowiek. Niewyróżniający się z tłumu. Mógłbyś pomylić go z każdym innym. Na dołączonych zdjęciach podobny zupełnie do nikogo, odcinała się jedynie niezdrowa morska opalenizna.
Sondzia przez moment zastanawiał się, której pieczątki użyć. I wtedy znalazł dopisek: Twórca Skali Post-Mortema. To zmieniało postać rzeczy, to zmieniało wszystko. Będzie musiał dokładnie przeczytać teczuszkę.
Westchnął. I zaczął odruchowo pocierać nadgarstek. Oby to nie była sprawa na największą pieczątkę. Na razie nie użyje żadnej. Trzeba poważnie się przyjrzeć człowiekowi, odłożył akta dla Specjalnego Referatu. Na korytarzu nikogo nie było, ale palma została, jak co dzień, podlana.
– I tak do emerytury! – Westchnął rozkładając kanapę na noc.
To się chyba nazywa powieść szkatułkowa.
PolubieniePolubienie