– Ale jak puści psy? – Dwóch obdartusów stało przed bramą i rozprawiało o czymś z zaangażowaniem, uchylając czapki za każdym razem, gdy mijał ich wóz ze ślicznymi panienkami na pokładzie.
– To ugryzą w dupę, ale ja w zimie w zimnie siedzieć nie będę – Zaciął się mniej obdarty, za to brudniejszy, z dwójki mężczyzn. Ich zapadłe twarze nosiły na sobie piętno wielu lat niedojadania i poniewierki. Bardziej zmarnowany pierwszy przeskoczył mur.
****
Przez plot przeleciał wielki wór z topolowymi gałązkami. Pierwszy przez niego przeczołgał się ten bardziej pokurczowaty, drugiemu czapka z kociego futra przekręciła się na głowie, z łydki ciekła krew. Mężczyzna trzymał się za brzuch, z bebechami na wierzchu, wpychał sobie jelita do środka. Widocznie jeden z wielkich kawałów szkła wbił się bardzo głęboko w ciało.
Mężczyzna jednak triumfował. Zarzucił parciany wór na plecy i powlókł się ku lepiance, w której mieszkał. Bladziak ruszył za nim. Kamil, nowobogacki pan na dworku, na pożegnanie strzelił mu ze śrutówki w rzyć. Wrócą za tydzień, to się lepiej przygotuje.
– Smutna ta bajka, wujku – Powiedział, pomyślawszy moment, chłopiec.
– Nie wszystkie bajki są wesołe – odpowiedziałem. – Niektóre muszą być smutne.
– Aha.
– Ale dlaczego oni zbierali te gałązki?
– Bo, Emilko, tam nie znają węgla, zimą mają bardzo dużo śniegu i – Zawiesiłem głos – do ubikacji chodzą za chałupę.
Roześmiały się dzieciaczki.
– Co to jest chałupa? – Tym razem pytanie zadał Jaś.
– To taki dom, gdzie mieszkają biedni ludzie z Mazowsza.
– Aha.
– Ale to była bajka o dawnych czasach, prawda wujku?
– Niestety nie, Jasiu. To historia o dzikanach, z tego roku…
Zawiesiłem głos. Nie powinno się rozbijać dziecięcej niewinności zbyt wcześnie, ale wychodzę z założenia, że trzeba je traktować równie serio, jak one traktują świat. Emilka podeszła do kaloryfera, a Jaś nawet dwa razy postukał w pierwsze trzy żeberka.
– Nazywamy to cywilizacją, dzieciaki – Podsumowałem dyskusję i przeszliśmy do salonu na podwieczorek.
Bardzo ładnie. Super.
PolubieniePolubienie