Wszystko opowiem, jak na spowiedzi, choć pan, panie Przemysławie od razu widzę, że z takich nadmiernie religijnych to nie bardzo, to jak u Kuby Wojewódzkiego na kanapie późnym wieczorem, a razem ze mną siedziałaby Mery Spolsky i nie mógłbym oczu oderwać. Od kreacji tej młodej damy, bo zanadto nieśmiałym, by spojrzeć jakoś wyżej. Kubuś kochany rzucałby żarcikami jak w takim programie na Polsacie w latach dziewięćdziesiątych, choć wolałem wtedy zdecydowanie prowadzącą, jak ona to miała na imię?, nie pamiętam, śliczna była, no i cytata, a umówmy się, kobiecie to trzeba mieć za co chwycić, cokolwiek to ci wszyscy metroseksualni nie wymyślą na potrzeby sklepów odzieżowych oraz szmateksów.
Już, już zbliżam się do naszej historii. Musi pan wiedzieć, panie Przemysławie, że Ruda Śląska to nie jest takie zwyczajne miasto. To miejsce, rzekłbym, wprost nadzwyczajne. Przy Rudzie mianowicie nawet Warszawa nie wygląda jak azjatycka metropolia wrzucona sam środeczek Europy Środkowej, tylko zaczyna przypominać Paryż albo i Nowy Jork. Ten taki z żydowskich książek, nie żebym miał coś przeciw Żydom, broń Boże, sam jestem w 1/16 albo 1/32 starozakonnym, jednak przyznać muszę, że straszne są te inteligenckie amerykańskie nudy. Co czytam, to budzi mnie dopiero gwizdek. Że policji? A nie, czajnika. Za czytanie jeszcze nie zamykają, za pisanie może tylko czasem, niech pan, panie Przemysławie, uważa. Wielki świat, Brooklyn i Queens, a historie jak z Radzionkowa, nie żebym coś miał przeciw Radzionkowowi, choć moja babka była z Rojców. Po Warszawie przynajmniej chodzą Major z Kapelą i Ziemkiewicz z Wildsteinami, po Wielkim Jabłku najwyżej Roth z Austerem.
A racja, Roth już nigdzie sam nie pójdzie. Przynajmniej Philip. O Majorku będzie później. Wiem, że chciałby pan już teraz wiedzieć jak to z tym symetryzmem było, ale nie ma co spieszyć, drugiej herbaty zrobię, proszę podać torebkę. Lipton, prawdziwy, nie fałszowany i dopiero trzeci raz moczony. Na kiju? No nie, nie łowię, od czasu jak strumyki wszędzie poczyścili, to żadnej ryby nie uświadczysz, nie tutaj. Łowią skubańce trochę wyżej, dwa przystanki stąd, a ja mam z tymi dziadami kosę od czasu jak im kort na złom wyniosłem, stara sprawa i nadal smutna, no mam.
No ja do dziś nie wiem, czy Kamil wierzył, czy nie w te swoje teorie, czy myślał o nich długo, czy wymyślił ot tak, przy piwie. Choć ja bym na piwie w ogóle nie myślał, tylko się gapił, bo jeśli Ruda Śląska może być z czegoś dumna, teraz, kiedy nowy rząd pozamykał kolejne kopalnie, to ze swoich barmanek, co jedna ładniejsza od drugiej. Co z tego, że idiotki?
Więc może i przemyślał, i może nawet wierzył. No, wtedy, gdy jeszcze firmy nie założył. Teraz to sam nie wiem.
Nowy Bytom to miał udawać stary, co to się wtedy zaczynał tu zaraz obok, za granicą, ale wszyscy i tak do dziś mówią tukej na niego Fryna po jakimś cesarzu albo inkszym generalgubernatorze pruskiej armii. Czy ja godom? Wstyd panie Przemysławie, przyznać, ale jak już pan tak tu siedzi jak ja bym siedział u Kuby w programie, to wyznam w cztery oczy, że nieszczególnie. Ot, spolonizowali, znęcili wizją awansu społecznego, wszystkie łódki miał podnosić przypływ, to się człowiek uczył, tradycji wyparł i galoty wyprał, i co z tego ma? A wielkie gówno, jak sam pan widzi. I rentę po ojcu.
Tak panu powiem, ale proszę nie notować, że u źródeł symetryzmu stoi właśnie to, nie żadna wielka bieda i bunt ludu prawdziwego, a to inteligenckie poczucie bycia oszukanym. Bo jak tej łódki nie podnosi, jak miało podnosić? Podatki co najwyżej podnosi, i to komu. Ludziom aktywnym, wykształconym, choć nie na tych wydziałach, co to się je opłaca ukończyć, ale jak się na nie dostać jak na nich dwunastu chętnych, a miejsce tylko jedno? Nawet mniej, bo połowa zajęta przez wnuki dziekana. Układ panie dzieju jak mój z bibliotekarką, co to mi nowości zostawia, a czasem nawet daje, darmo. Książki do domu, co się pan tak zarumienił?
Przyznać jednak muszę,panie Przemysławie, że i pan by na tej Frynie Jezusem się stał, jakby tak dłużej na niej posiedział, a co dopiero zamieszkał tak jakoś na stałe. Ulica, a po jej obu stronach dwa place. Jeden Hitlera, drugi Sobieskiego czy Sikorskiego, choć może być odwrotnie. Środkiem dziewiątka, taki tramwaj powolnie pędzi, z dziewczętami z klas mundurowych oraz lebrami z Kafuazu. I na jednym z tych placów ani jednego drzewa nie uświadczysz, wszystkie wycięli. Że Szyszkodnik? A nie, to jeszcze za poprzedniej władzy, za prezydenta z PO jeszcze, no proszę się tak nie krzywić panie Przemysławie, jak ja tu calutką prawdę opowiadam. Radnym teraz jest i podobno taki jeden lasek,tu całkiem blisko, sprzedał sam sobie, teraz tam bliźniaki pobudowali, chce pan to pójdziemy, pokażę. Po drugiej stronie ulicy, tej z dziewiątką, taki duży falowiec, co to ludzie jak mrówki na balkonach wyglądają, a jak kiepy na dół zrzucają, to takiej one wagi nabierają, że dziury w asfalcie, za Gierka jeszcze wylanym, czynią.
Nie było jeszcze tak źle, dopóki się tym całym symetryzmem dziennikarze nie zainteresowali. Bo to tak było, że na samym początku było ich trzech, jak w Starym Testamencie. Kamolek Kamila ochrzcił, a Major, po pijaku rzecz jasna, wypiłatował. I potem poszło już z górki, nawet się Judasz, we mej osobistej osobie, trafił, bo jako jedyny zrozumiałem, że to dziejowa konieczność, by się dopełniło. Pięknie było, wszyscy kochaliśmy się i lubiliśmy, i wtedy też taki jeden redaktor, też z Warszawy, choć nie do końca, sprawą zainteresował. I jak już pizło, to z rury grubej. Tak to się pojawiły rafałki, panie Przemysławie kochany. A co jeden rafałek, to on bardziej przekonany, że jest symetrystą, ze w prawdzie stoi i na niego plują, a i nawet, że braków kulturowych nie posiada, ambicjami drobnomieszczańskimi od samiuśkiej kołyski gardzi i żadnymi klockami Lego w dzieciństwie się nie bawił, bo on z ludu, nie z elit niespełnionych.
I taki to wtedy, jednym słowem, rozpierdol nastał, że… pan już musi iść, panie Przemysławie? Ależ ja dopiero zacząłem… I jak to bez histerii?!
Mocne 4 na 5.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie