Tajna Historia Polaków

Sarmatlan miał już wszystkiego dosyć. Potąd. Po dziurki w nosie. Po najbliższą piramidę z ludzkich czaszek.

Nie po to się, kurwa tarabanił, przez pół kontynentu, spod samego Muru Chińskiego, dopiero kurwa w budowie, aż do Europy. Będzie fajnie, mówili. Połupisz sobie, przekonywali. A jakie tam mają baby, to dopiero, w końcu pociupciasz kogoś z klasą, a nie ciągle te azjatyckie wycieruchy. To jakbyś z własną matką, chłopie, nie by to był jakiś wielki problem, zdarza się zwłaszcza zimą, ale trochę głupio, no nie? Potem któreś musi wyjść z namiotu po wodę, a przecież starowinki nie wyślesz na step. Po czymś takim.

Sarmatlan, którego imię oznacza, w przybliżeniu, Najsłabszego w Plemieniu, miał tu pewną małą tajemnicę.

Nikogo nigdy nie ciupciał. Nawet matki. Nawet zimą.

Wziął więc pożyczył cztery konie, dwa kilogramy surowego mięsa pod derkę i na tym wikcie dojechał aż do niziny nazwanej kilka wieków później panońską. Albo kotliny, jebał ją pies, i Madziarów też. Ich, kurwa, wieszcz narodowy, był kurwa Słoweńcem. Albo Słowakiem. Z pochodzenia. Nawet tego, kurwa, nie są w stanie wyjaśnić. Wielki naród, a co drugi to Rumun. Dupy nie chciało im się ruszać z Mongolii, kiedy trzeba było. Przyjechali na gotowe.

Sarmatlan spojrzał w lewo. Pustka i kilka rozpadajacych się chałupek z palącymi się Gotami. Chyba Ostro. Spojrzał w prawo. Pustka i kilka rozpadajacych się chałupek z palącymi się Gotami. Chyba Wizy.

Splunął. Z odrazy. Z odrazą. I podrapał się po młodzieńczych krostach.

Nadal nikogo nie ciupciał. Nie było kurwa okazji.

Młody, pilnuj koni, a my spalimy tę wioskę. Młody, idź kop rów, tam pod tą tamtą twierdzą i uważaj na ogień grecki, a my się napijemy wina. Młody, przytrzymaj mi ją. I koledze też. Młody, gdzie jest ten młody niewolnik, co go przyprowadziłem? Jak to uciekł!? Kolego, przytrzymaj młodego!

Sarmatlan podrapał się po tyłku. Nawet liście tu mieli do dupy, nie do podcierania. Rozejrzał się ponownie. I jak mógł tylko najszybciej dał chodu za Karpaty, z góry ciesząc się na karę jaka spotka jego oddział za jego ucieczkę. Młody Attyla pokaże tym dupkom gdzie raki zimują. W zasadzie, to gdzie raki zimują?, zastanawiał się przez całą drogę. Gdzieś pod Rzymem może.

Tak dotarł w zakole rzeki nazywanej między innymi, oczywiście całkiem błędnie, Vistulą. Sielskość okolicy raczej nie wpływała na niego odprężająco, głębokie bory, błoto i piździło jak na Ałtaju w listopadzie, i już nie mógł wytrzymać. Najbliższe co spotkam, przejebię, choćbym miał francę złapać. Tak się, niestety złożyło, że nie był to żubr, wilk ani orzeł, to nie jest taka mitologia, tylko niewiasta.

Nie byle jaka była to niewiasta. Dość powiedzieć, że kiedy Wandalowie, jako pierwszy historycznie potwierdzony naród w dziejach w końcu doszli do jedynego możliwego logicznego wniosku, mianowicie: Tu proszę państwa nie ma co czekać, tu trzeba spierdalać; i ruszyli ku zdobyczom socjalnym Cesarstwa Rzymskiego, wzięli i wpakowali na wozy dokładnie wszystkich. Nawet Dziadka Alaryka, co nie kontrolował zwieraczy i często krzyczał o germańskim duchu oraz porządku. Tu, na wschodzie. Kretyn. Nie mylić z Kretonem.

Ale niewiastę zostawili.

Sarmatlan był młodzieńcem nie tylko cherlawym, ale i słownym.

I tak dziewięć miesięcy później narodził się Grzmotosław, w wolnym tłumaczeniu Pierdzi Jak Je…, pierwszy Polak w historii. Pierworodni potomkowie jego nie ruszali się dalej z Bielan niż na widzenie we Wronkach, a słynny Wikary jest ostatnim z nich. Po niezbyt może prostym, ale najczęściej nagim mieczu. Choć są tacy, co powiadają, iż jest Grzmotosławem i za dwa – i pół – tygodnia będzie miał urodziny.

Ten tekst miał być prezentem dla tego huncwota, łapserdaka, chuligana, więc czujcie się ostrzeżeni.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s