W kabinie Kosmicznego Kombajnu swojski zapach przetrawionego alkoholu mieszał się z wonią czarnych wunderbaumów. Statek na autopilocie mknął przez próżnię, a Blady Rasta, słynny gdzieniegdzie pomniejszy bóg, drzemał po wzięciu dwóch ibupromów popitych szklanką czystego wodoru.
Śnił mu się sierpień na Wielkiej Prerii, kiedy kłosy falowały na syberyjskim, nie znajdującym od Uralu żadnej przeszkody, wietrze, wyznaczającym geopolityczną konieczność opanowania bramy smoleńskiej przez polską armię w najbliższej możliwej przyszłości, a przed falangą bizonów uciekały nie tylko zające, bażanty i czajki, ale i spalone słońcem dziewczęta o białych stopach. Kąpały się potem w rzeczce, a znużeni kosiarze spichlerza Europy podglądali je zza zarośli. Także Blady, z nieodłączną fajką u ledwie sypiącego się wąsa zrzucał w końcu wiejskie pludry i…
… i wtedy go w dupę ugryzł żubr.
Blady się ocknął. Alarmy antymeteorytowe wyły. Przeszedł na ręczne sterowanie, jednak z każdą sekundą było zmrożonych wypierdków galaktyk więcej i więcej. Poczuł strach wynikający głównie z podziwu, największy od czasów szkolnej wycieczki na Górny Śląsk, gdzie nie tylko mógł poznać zdobycze zachodniej cywilizacji, ale i poznać kilka kopalnianych gnomów. Zaczął odpalać rakiety. Wiele tych skurwysynów rozwalił, ale w oddali majaczył się Węglowy Olbrzym. Takiej kreaturze nie mógł dać rady. Pędzili coraz bardziej ku sobie i Blady zamknął oczy w oczekiwaniu uderzenia…
– Nosz kurwa mać – Dziewczęcy, pulchniutki trzynastolatek walnął ręką w maszynę, zasyczał z bólu i spanikowany rozejrzał się. W pobliżu nie było nikogo z dorosłych – Nigdy nie zobaczymy tej baby całkiem gołej.
– To jest bug, mówię wam – Wysapał inny z chłopców, mniej ślepy od pierwszego, ale grubszy nawet od niego dumny posiadacz amigi. Od razu było widać, że w przyszłości będzie robić soft dla dających pracę właścicieli spółek ZOO. – I to całkiem nieduży, wiecie. Gdybym mógł napisać program, to chodziłaby jak ta drukarnia. – Chłopiec spojrzał z pogardą na stareńki automat do gry z niemieckim menu i wyciągnął inhalator.
Wakacje 95 roku nie były takie złe. Nawet nie byłem wybierany jako ostatni do gry w gałę.
DUŻA FORMA!!
PolubieniePolubienie