W grudniu pierwsze ogniska na Żeraniu rozpalano koło piątej, co bardziej zdesperowani czynili to nawet godzinę wcześniej. Martial industrial, ostatnie nie pocięte kawałki stalowych konstrukcji i rozpadające się kotłownie garaże blaszaki ery wczesnego Gierka skrywały całe gromady ludzi wyrzuconych na margines przez dwie tury reform Balcerowicza i liberalizm Gazety Wyborczej: robotników pobliskiej, skoreanizowanej FSO, bezsporne dzieci, prawicowców oraz studentów kierunków humanistycznych.
Przy jednym z takowych punktów zapalnych spotykamy naszych znajomych, których zostawiliśmy zaszczanych, zapłakanych i rozkosznych w swym późnym niemowlęctwie. Nie ma Anny, która jest już dorosłą kobietą i takie bachory nic jej nie są w stanie oferować ze swego kieszonkowego, stypendiów i rent, socjalnych albo po dziadkach. Także R. jest nieobecny, kopie swój pierwszy dół i modli się, by nie był on dla niego. Po tej nocy stracił wiarę i poszedł na prawo.
Jest za to Rurza, którego marzenia o germanistyce zabili pospołu Generał oraz enerdowce, no i maluch, który rozkraczył się pod Kamienicą akurat 12 grudnia roku pamiętnego. Teraz czytuje Olgę Tokarczuk, Siemiona i młodego Nahacza. W rękopisie. Rozróżnia Słowackiego od Mickiewicza po jednym wersie. I nawet, ale tylko raz, uścisnął dłoń samemu Miłoszowi, temu słynnemu żmudzińskiemu zdrajcy podstępnemu o oczkach litewskiego warchoła, choć jak wiadomo – Litwinów nie ma i nie było. A bez Polski – znowu nie będzie.
Nowym w paczce jest Oficer, co to się wkupił dwoma butelkami Wyborowej z prawdziwą banderolą. Pozostali młodzieńcy nie wiedzą, że zakupił je na Stadionie i teraz obstawia, który z jego nowych kolegów pierwszy oślepnie i zostanie żebrakiem na Starówce, naciągając wycieczki biednych dzieci z Górnego Śląska na swe prawdziwe kalectwo. Koleżeństwo, przyzwyczajone od małego do win za 4,50 nowych złotych, rzuciło się na prawdziwą wódkę jak na wino kananejskie albo wymarzoną bułgarską Sofię.
I już zaczyna się rozkminka, o wyższości mieszczańskiej Polonii nad Legią ruską i odwrotnie, o tym kto bardziej hot, Monika Lewinsky czy Hanka Gronkiewicz Waltz, nie będą zdradzał, Rurzo, kto optował za drugą opcją, polonez czy daewoo i że może Korwin to jednak trochę ssie, ale mamy nową odsłonę konserwatywnego liberalizmu, partię mają na dniach zakładać,plotki jak widma krążą po ulicach stolicy, i…
… i tylko Tusk jest nadzieją prawicy polskiej, razem z Rokitą i Zytą, tylko oni gwarantują wyjście z dyktatu Kościoła, z kruchty proboszcza w której tkwił Krzaklewski i dlatego przegrał, Tuskowi ufać może za bardzo nie można, ale to sprawny organizator, a wolny rynek jest najważniejszy, nie wierzę tu więc tym Kaczyńskim, za bardzo tu socjalizmem zajeżdża, takim inteligenckim pięknoduchostwem i antymichnikowskim resentymentem, i wiekiem nie tyle XX co wręcz XIX… – Tchu zaczerpnął – a przecież mamy lub za chwilę mieć będziemy, nowe tysiąclecie i ten antyklerykalizm Jarkowy jest zastanawiający, bo nie ma Polski bez Kościoła i Kościoła bez Polski, co Tusk może osobiście neguje, ale politycznie nie ma innej sytuacji… – Twarz Zeliga przez moment zdawała się nabierać indywidualnego wyrazu, kiedy tak perorował, piękny był jak Mariusz Kamiński albo Julia Pitera.
– Nie pierdol, pij. – Huknął solenizant, a Zelig się skrzywił, choć wódkę wypił.
Znad pobliskiego ogniska niosły się słowa „Czterech pokoi” Kazika, wielkiego hitu ostatniej wiosny. Na cztery wczesnomęskie głosy. Kryszałowicz nadal nie strzelił gola.
Kreatura Zelig i Wodeham na tak zacnym blogu. Skandal.
Niech to będzie zamiast komentarza:
PolubieniePolubienie
chyba umieram, tajemniczy komcionautko
PolubieniePolubienie