– Witaj, Rapierku. Jak spałeś?
– Źle.
– A jak tam samopoczucie, kochaniutki?
– Źle.
– Zawsze jesteś tak marudny jak się obudzisz?
– Chamstwo.
Wikary westchnął i zapalił nocną lampkę. Oświetliła obskurną piwnicę byłej plebanii byłej cerkwi, którą to Wikary od prawie piętnastu lat nielegalnie zamieszkiwał. Brudnoszara szmata skrywała pudło w kształcie trumny, jedyny – obok wysłużonej wersalki – mebel w pomieszczeniu. Wikary sięgnął po leżący na skrzyni gruby tom w twardej oprawie i oddał się lekturze.
Cierpliwie przewracał kolejne strony. Książka miała swoją wagę. Tysiąc stron to nie przelewki, można nadwerężyć sobie nie tylko mózg, ale i – zwłaszcza – kręgosłup. „Dobre, ale Zgred to to bynajmniej nie jest” pomyślał Wikary, który w dawnych, dobrych czasach bywał częstym bohaterem opowiadań Nowakowskiego, a dziś taki Pablopavo na niego nawet nie spojrzy. Odrzucił antypolską powieść aktualnej noblistki na skrzynię, z której natychmiast wypłynęły podejrzane dźwięki.
– Kurwa, ale ze mnie zjeb.
– Co Cię znowu boli, Rapierciu?
– Dupa, hehehe.
Wikary westchnął z politowania i otwarł niewielkie, zakurzone okienko tuż pod sufitem. Zimne powietrze wypełniło celę na równi ze światłem rozbijającym się o zaborcze kraty, oświetlając nie tylko najprawdziwszą trumnę opisaną germańską czcionką pełną wikińskich rogów w kroju, ale i szkielet w najdalszych z rogów. Kości wysypywały się z habitu.
– Cześć Wodeham.
Rzucił trzeciemu mieszkańcowi, na szczęście milczącemu, nory i zabrał się za robienie herbaty.
– Napijesz się herbaty, Rapierciu?
– Już prędzej possam różę Rurzy niż wypiję Twoją herbatę.
– Jak chcesz.
Okopcony czajnik wolno się nagrzewał na prymitywnym piecyku. Wzrok Wikarego padł na kalendarz z 88 roku, z cycatą Niemką wyznania protestanckiego, bo katoliczki się nigdy nie rozbierają. Przynajmniej nie przed naszym bohaterem. Jakoś zawsze powoływały się na swoją wiarę i pochodzenie klasowe w sytuacjach nieuchronnie zmierzających ku intymności. Cichutko gwizdnął przez zęby. To był ten dzień.
– Rapierze…
– Co wycierusie?
– Masz może nowy numer do Zeliga?
– Który to Zelig?
– A, nieważne.
– Serio nie poznaję, z twarzy od małego podobny do nikogo. Typowy Polak.
– Wiesz jaki dziś mamy dzień?
– No jaki?
– Chyba nie zapomniałeś?
W głosie Wikarego dało się słyszeć autentyczny smutek.
– Ale jak przyjdzie Oficer, to się nie odzywaj.
– Skasuję typa.
– Ech.
„Kiedy jechałem dziś autobusem, głośno zwróciłem uwagę młodej studentce, by nie czytała publicznie Stasiuka, bo on bierze niemieckie pieniądze za swoje książki i szkaluje Polskę prawdą o Polakach i pół autobusu klaskało, a drugie pół natychmiast chciało się ze mną żenić.”
Wikary był w trakcie relacjonowania swego, jak zawsze niezwykle interesującego, dnia na popularnym portalu społecznościowym, kiedy pojawił się zapowiedziany rankiem gość. Ubrany głównie w czarny płaszcz przeciwdeszczowy, kapelusz i dwie butelki wyborowej rozsiadł się na – przewidująco przyniesionym przez siebie – krześle.
– Musisz, Przemysławie Marianie. Mamy już nawet piosenkę. Braci.
– Nie dam rady.
– Głupsi od ciebie dali.
– No właśnie, głupsi.
– Aż tak głupsi to nie.
– Zlustrują mi rodzinę do trzeciego pokolenia wstecz.
– Jaką rodzinę?
– No, rodzinę…
– Grzegorz na razie prosi. Nie zmuszaj go do wyciągnięcia sztucznej szczęki.
– Nie dam rady.
– Polska musi mieć uznanego prezydenta, bo inaczej…
Nikt nigdy nie dowie się, co się wydarzy inaczej, ponieważ na twarz Wikarego poleciała ciecz będąca oczywiście krwią oraz kawałki białej mazi będące oczywiście, jeszcze przed chwilą, mózgiem rozmówcy. Za jego plecami stał triumfalnie uśmiechający się łysy zakapior.
– Mówiłem, że skasuję?
Wikary starannie uklepał ziemię szpadlem i na wszelki wypadek pomodlił się za duszę zmarłego. Jutro, jak zwykle, zrobi wylewkę, a potem wygładzi i nikt nie pozna. Dopił herbatę, przebrał się w piżamę i zapalił nocną lampkę. Sięgnął po leżący na skrzyni gruby tom w twardej oprawie i oddał się lekturze.
Cierpliwie przewracał kolejne strony. Książka miała swoją wagę. Tysiąc stron to nie przelewki, można nadwerężyć sobie nie tylko mózg, ale i – zwłaszcza – kręgosłup. „Dobre, ale Zgred to to bynajmniej nie jest” pomyślał Wikary, który w dawnych, dobrych czasach bywał częstym bohaterem opowiadań Nowakowskiego, a dziś taki Pablopavo na niego nawet nie spojrzy. Odrzucił antypolską powieść aktualnej noblistki na skrzynię, z której natychmiast wypłynęły podejrzane dźwięki.
– Nie był to zły dzień, musisz przyznać Rapierciu.
– Pierdolenie.
– Miałem dziś urodziny, wiesz?
– … zapomniałem… ale ze mnie zjeb…
Będzie seks? Niewykluczone. Opuśćmy więc w tym miejscu naszych bohaterów. Dobrej nocy. Śpijcie spokojnie, aniołki.
I Ojczyzna będzie cierpieć…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mocne.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wybitne.
PolubieniePolubienie
C.d.?!
PolubieniePolubienie
Mocne. Mistrzowsko spleciona, trzyma w napięciu do samego końca, a nawet nie wiadomo kto zabił. Czule polecam.
PolubieniePolubienie
Dlaczego ten komentarz nie idzie.
Z zaświatów powinienem mieć głos.
PolubieniePolubienie