Słynny osadzony grzał się w słoneczku, spożywał ciastko naprzemiennie z jajeczkiem i spoglądał na dziedziniec zakładu karnego w Salvadorze, na którym to rozgrywany był, jak w każdą sobotę, mecz integracyjny. Strażników z osadzonymi. Znaczy się z podopiecznymi. Strażnicy jeszcze nigdy nie wygrali. Nie byli aż tak głupi.
W więziennej bramce jak zwykle stał Bambo, niegdyś obiecujący junior, któremu niestety nie udało się połamać Neymara Juniora w latach nastoletnich, a tylko przyczynił się do wyuczenia przyszłej gwiazdy naprawdę złych nawyków. Było tak: Neymar Junior biegł na bramkę, Bambo rzucił się pod nogi szarżującego, a ten nawet nie draśnięty, zaczął zwijać się z bólu. Czerwona kartka, wściekłość trybun i Bambo porzucił piłkę, zbulwersowany hejterskimi wylewami hejtu jakie się na niego wylały. Czas znaleźć uczciwy sposób na życie, pomyślał, i poszedł w gangsterkę. Śmierć kapitalizmu.
Bambo stał więc na bramce i jedną ręką bronił rachityczne strzały stróżów prawa, a w drugiej trzymał laptopa. Komputer w więziennej kieszonce przemycił Mecenas M., wybitny prawnik sprowadzony specjalnie w tym celu z samego Płocka. Bambo oglądał serial Neflixa, oczywiście Wiedźmina i było widać jak głęboko przeżywa tę historię, najbardziej polską ze wszystkich możliwych polskich historii tego świata. W meczu cały czas było 0:0, kiedy osadzony numer jeden skonsumował pięćdziesiąte jajeczko na twardo i zagwizdał. Bambo opuścił lewą rękę, Geralt ściął głowę randomowalnemu potworowi, strażnicy prowadzili 1:0, kursy w odległym Makao leciały na łeb, na szyję. Strażnicy próbowali strzelić przynajmniej jednego samobója, ale nie dali rady. Więźniowie bronili ich bramki całą drużyną, a Bambo wspierał opór opowieściami o bohaterskiej obronie Częstochowy na Wembley.
Wielki triumf i strażnicy płaczący w pyle więziennego dziedzińca. Takich scen się nie zapomina.
– Ale Yennefer jest tylko jedna – Podsumował zbiegowisko Bambo oddając komputer koledze z celi i było widać, że rozmarzył się na wspomnienie Grażyny Wolszczak.
W tym czasie mecenas M. siedział w transatlantyckim odrzutowcu i, nadal zdumiony, nie mógł się nacieszyć swym nowym garniturem uszytym przez słynne zakłady odzieżowe Bytom. Przez tyle lat używał zupełnie innej kieszonki, i nie było to nawet w połowie tak wygodne jak najnowsza kolekcja ubrań dla dżentelmenów marki Bytom. O elegancji już nie wspominając. A jak deformowało pośladki!