Paw…

Czang nie był najzdolniejszy na roku. Nie był nawet w dolnym decylu rocznika, tak po prawdzie. Szkolenie, skończył, przynajmniej tak przypuszczał, jedynie dzięki odpowiedniemu pochodzeniu.

Jego matka była białą Rosjanką, a ojciec, no cóż, podobno Kirgizem. I to z tych bardziej europejskich. Posiadał więc Czang błękitne oczy i, w zależności od pory roku, włosy bardziej rudowe albo szatyniaste. Tylko był trochę kurdoplowaty i nogi miał takie bardziej w podkowę. Mimo że konia to ostatnio widział w stołówce, w 78 chyba. Dobry, mięsny, to był rok.

Zapiął najbliższy szyi guzik płaszcza. W tej Warszawie zimno jak w Mongolii wewnętrznej, tylko ludzie mniej pogodni, o twarzach smutnych i zmęczonych. Czang nie umiał tego zrozumieć. Mieli gdzie mieszkać, co jeść, wojna skończyła się 40 lat temu, a – z tego co mógł zrozumieć w tym wariackim języku, który o dziwo nie do końca był rosyjskim – wszyscy ciągle narzekali, i narzekali.

„Nieważne, mam misję do wykonania” i spojrzał na radziecki zegarek na przegubie. Co jak co, ale legendę zrobili mu znakomitą. Delegat Intertouru na Polskę, tylko ile wódki się przez ten tydzień, to więcej niż przez całe życie. Mocna głowa, najpewniej po mamusi. No chyba, że stary był jednak Ujgurem? Cholerni Turcy, tylu tych Słowian przehandlowali, że aż trudno być Chińczykiem…

Wyszli.

Z przedszkola. Mamusia tak piękna, że Czang nie tylko poczuł dziwną tęsknotę, ale i zaczął się zastanawiać, skąd ten cud na dwóch długich nogach wziął takiego pokurcza. Ledwie to stało, obsmarkane, obślinione i wydzierało się jak szalone w różowej kurteczce z erefenowskich darów. W szpitalu podmienili albo co?

Chłopczyk, bo jednak był to chłopczyk, straszliwie brzydki chłopczyk, co pewnie kiedyś skończy samotnie w pustym mieszkaniu, antycypował Czeng, nie tylko się wydzierał, ale i żądał słodyczy. Nie, nie całusków czy czegoś w tym stylu, a czegoś słodkiego do jedzenia, bo sucha bułka absolutnie mu nie smakowała i wyrzucił ją nieruszaną. Zdesperowana matka sięgnęła do torebki, a chiński wywiadowca zastrzygł uszami.

Pawełek. Absolutna nowość na rynku. Chłopczyk, jak jednak będziemy, wyłącznie z racji wieku, nazywać tę przyszłą kreaturę, ugryzł, pomamlał w buziuchnie i resztę też wyrzucił, udając że rzyga. Mamusia jakby chciała niewdzięcznika klapsować, była jednak z pokolenia ’68 i ciągle wierzyła w bezstresowe wychowanie, „A szkoda” pomyślał Czang ostrożnie chowając nadgryziony batonik w torebce strunowej z importu.

Już widział siebie w mundurze z orderami, z tajną wizytą u samego Towarzysza Przewodniczącego. Jutro, to co najniebezpieczniejsze na Zachodzie, poleci w bagażu dyplomatycznym do ojczyzny. Bezpośrednio do laboratoriów w Wuhan, jak przypuszczał.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s