Na naszym oddziale chyba znowu wybory

Przepraszam, że dawno nie pisałem, ale przez ostatnie dwa lata oddawałem się głównie licencjonowanemu szaleństwu, okresami popadając w stuprocentowy stupor albo też w sztucznie wywołane śpiączki farmakologiczne. Pewnego dnia odzyskałem jednakże świadomość i jakże się ucieszyłem odkrywając, ile się musi zmienić, by wszystko pozostało po staremu. Mój blady kompan wpatrywał się w landszafcik z żaglowcem i jak zwykle podmruczowywał sobie coś pod nosem, czyli polepszyło mu się widocznie, kiedy mnie nie było duchem, jeśli nie ciałem.

„Gangsta paradajs” podśpiewywałem i ja, kiedy udaliśmy się do świetlicy na cotygodniowe zebranie organizacyjne naszego oddziału. I o ile dotychczas miałem pewne wątpliwości i złudzenia, dlaczego wybudzono mnie akurat teraz, to szybko je straciłem. Na pewno nie chodziło o to, że w ośrodku nagle znalazło się więcej pieniędzy. No, może w kieszeniach niektórych, co przyuważyłem niebawem.

Pogadankę miał mianowicie jeden z dwóch młodych doktorów, ale nie ten co to czmychnął do Sztutgartu, i to nie na pochodzenie, ale na umiejętności profesjonalne i nawet nie wie jak ja to szanuję, ale ten drugi. No, ten drugi. Trochę starszy niż pamiętałem, i w ciuchach jakby lepszych i nawet roleksa przyuważyć się dało, chyba nawet prawdziwego. Znaczy się powodzi mu się lepiej niż ostatnio, ucieszyłem się, bo przykro było patrzeć jak słania się z głodu szukając nas w bunkrach po lasku. Jak człowiek w piątek kupi sobie burgera, i jeszcze narzeczonej, to od poniedziałku o pustym żołądku. Przynajmniej tak było przedtem, nie wiem jak teraz.

– Stary pan prezydent nie jest nawet stary – Zagaił – i ma piękną małżonkę która wiadomo kim jest z pochodzenia…

– W jednej czwartej Ślązaczką – Ośmieliłem się dodać, ale od razu mnie wyciszono głośnym sykaniem, że to rasizm. No nie wiem. Może mamy już jakiegoś innego prezydenta?

– I jakże urokliwą do niedawna córeczkę. – Zamlaskał nasz kapelanek, którego tu przeniesiono z jednej z podkarpackich wsi i nikt nie wiedział dlaczego.

– Ma wielkie sukcesy w polityce wewnętrznej oraz zagranicznej. Tak, proszę panów… – Tu ogarnął wzrokiem nawet mnie i zrobiło mi się dziwnie, jakby coś mnie ugryzło, tak za płucami jakby. – …nasz ośrodek w w tej chwili nie może liczyć na lepszego. Kogóż to bowiem wystawiono naprzeciw? Damę z pałacyku…

– Ale ma chłopa, stuprocentowego hajera z Kenigshutte! – Stanąłem w prawdzie, przez małe pe, bo w duże jakoś nie wierzę, ale mnie natychmiast ofuknięto. Że to jakaś obsesja i że mógłbyś już przymknąć ryło, folksdojczu – najgłośniej krzyczeli Ewald, Alojz oraz Ginter, co mnie absolutnie nie zdziwiło. Rejwach był okropny na sali i ledwie usłyszałem dalsze słowa naszego wyważonego doktora

… Albo jawnego geja, czyli ja kto się dawniej mówiło…

– Pedała! – Krzyknął Pan Rysiek, nasz ochroniarz, co to sobie dorabia do emerytury, obniżonej ze trzy lata temu przez zarząd. – Jakie myśmy z nimi rzeczy wyprawiali, była taka akcja Hiacynt, kiedyś wam opowiem.

– … na którego osobiście będę głosować.

Zrobiło się cicho jak w burdelu o szóstej rano. Słyszałem odgłosy przełykania moich kolegów. I ciężkie, od tabletek, oddechy. Oraz muchę, która już się obudziła, bo ciepło było w tym roku jak w sierpniu 39. Tak słyszałem.

I to coś za płucami zaczęło rosnąć.

Strach.

Tęskniłem.

Prawie jak za ksenofobami z klasy średniej.

1 komentarz do “Na naszym oddziale chyba znowu wybory

Dodaj komentarz