Na naszym oddziale mamy pacjenta zero

Jak powszechnie wiadomo ośrodek nasz, a szczególnie oddział na którym mam przyjemność i zaszczyt od lat funkcjonować życiowo raz lepiej, raz gorzej, pełni niezwykle pożyteczną i cywilizowaną funkcję społeczną. Edukuje mianowicie, bawi i otacza opieką. Nas wszystkich. Jego mieszkańców. Raz jest z tym lepiej, częściej gorzej, jednak pospołu budujemy dobrobyt, spokój i majętność naszego ośrodka. Wbrew kłodom rzucanym pod nogi. Przez tych drugich. Potem się godzimy. Musimy. Na zewnątrz mało kto nas chce.

Szczególnie ostre, acz pokojowe, dywagacje odbywają się zazwyczaj przy śniadaniu, kiedy to każdy z nas spożywa staroświecką zupę mleczną – płatki mianowicie zostały wycofane po wielkim sporze o sposobie ich spożywania, mianowicie czyż do mleka powinno się płatki sypać, czy też mlekiem płatki zalewać, wojna wybuchła tak okrutna, dwa tygodnie barykady na korytarzach stały, wartownicy z mopami maszerowali, że od tego czasu wyciągnięto wielkie aluminiowe kotły z dziejowej piwnicy i mleko jest gotowane na słodko z makaronem, pycha, zawsze kroczy przed upadkiem – i tak też było razem.

Plotka się rozniosła mianowicie, że mamy nowego pacjenta na oddziale, pacjenta zero. I choć zwykle spieramy się o sprawy mniej ważne, modlitwę oraz życie duchowe. oraz pośmiertne, czyż trzeba się modlić każdego dnia, czy czasem można zapomnieć i czy spowiedź przed śmiercią wszystkie winy z namaszczeniem unieważnia, to tym razem każdy z nas był ciekaw przede wszystkim jak ten zerowy pacjent wygląda.

– T… to na pewno – Zakrzykła frakcja druga albo pierwsza.

– K… to na pewno – Zakrzykła frakcja pierwsza albo druga.

– T…

– K…

Niegdyś byłem symetrystą, piątym albo szóstym apostołem omyłkowo ogłoszonym, więc zgodnie z, choćby i błędnym, powołaniem, postanowiłem zbadać sprawę i wszystkim wszystko objaśnić. Wieczorem tabletki pod język schowałem i zamiast zasnąć, na obchód oddziału ruszyłem. Spali pensjonariusze jak niemowlaczki i tylko nienaganny zapaszek bąków puszczanych przez sen dobrą atmosferę naruszał. Z pokoju młodych doktorów jęki złowróżebne dochodziły, pewnie znowu doktor, choć obecnie wylaszczony, grał w Diablo albo jakąś inkszą grę z czasów swej korwinistycznej młodości. Klucze z gwoździa zdjąłem, ostrożnie otwarłem pancerne drzwi izolatki i zajrzałem.

Błysnęło oko spode grzywki czarnej i, jak w Boga nie wierzę albo i wierzę, w zależności od obiektywnej sytuacji i sposobu redystrybucji paczek pomocowych z zewnątrz, Chińczyka albo inkszego Azjatę zobaczyłem. Trochę podobny byłby do Dzieciątka Jezus ze słynnego Obrazu w Guadelupe, gdyby Go namalowano. Mówił coś do mnie, bezgłośnie poruszając ustami, błagając o ratunek. Przypięty pasami do łózka, nagi jak go Konfucjusz stworzył. Nieprzyjemnie mi się zrobiło.

Zamknąłem drzwi, klucze odwiesiłem na miejsce, przekradłem się do swojego pokoju. Nikomu nic nie powiem.

Niech umierają w spokoju, pewni swych racji.

1 komentarz do “Na naszym oddziale mamy pacjenta zero

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s