Čmelák po raz ostatni zaciągnął się papierosem i niedopałek, bez filtra, który wcześniej musiał jednako oderwać ode marlboro polskiego z przemytu ukrainnego, rzucił pod kształtne łydki wracającej z pracy przez park Jeżanny.
– Hej, chcesz się poznać? – Rzucił spod szelmowsko wykrzywionego kapelusza.
– Dziękuję, ja znam się bardzo dobrze – odrzuciła spod intrygująco iskrzących oczu, z których bił blask wrodzonego kierownictwa miss uniwersu.
Tak rozpoczęła się historia najbardziej zbrodniczej i romantycznej pary drugiej dekady XXI wieku. I wszystko co tu napiszemy jest tylko prawdą. O ich wzlotach i upadkach, o wiecznej hańbie i o wiekuistym triumfie w kronikach popkultury.
****
Cotomabeć? Za każdym rezem jak mnie ktoś haczy do tekst, to czuję się jak w peerelu, gdy chwile ciszy w kościele rozrywała podniesiona oktawa „I O ROZUM DLA TEGO BYDLAKA ZYGMUNTA”. Wtedy wszyscy wierni stawali na baczność, jak wojsko polskie przedwojenne, bo przecież nie to obecne ludowe, i łzy się w oku kręciły nawet najmniejszym berbeciom i tylko widać było jak partyjne legitymacje wypalają w co drugiej ławce szkarłatne plamy na niedzielnych garniturach i garsonkach miejscowych elit towarzyskich oraz społecznych. I ja, góral niskopienny spod Stanisławowa, też płaczkałem, choć Zygmunt się nie nazywam. A przynajmniej nie dla każdego!
Tak to perrejrował podówczas spotkań Polonii tutejszej, dla niepoznaki zwanych wieczorami u Ogarka, na któren każdy przynosił albo trochę absolutu albo sok grapefrujtowy albo też ska/kankę, co łamie nogi nazbyt odważnym. Uprzednio wspomniane imponderabilia wypijane są natomiast na tych czas we wspomnieniu Ojczyzny utraconej i do głowy uderzającej jako młoty parowe w piecu martenowskim, gdzie się słynne buty między innymi wytwarza i metkuje napisem Made In Indochina, by potem młodzieży licealnej stopy mogły śmierdzieć aż do matury, czasem i kilka lat po.
****
Nie kręćcie obywatelu, bo przekręcicie i nie będzie zielonego od kierownictwa – zostanie wam wszelakąż rozumiany dwukąt zamachowy. Wiedzcie, kosztliwy zuchu, iż Rada rada jest, iż ma łąkę z serem i tulipanem, a nie bagno z pyrem i kaczyńcem. Wdzieliście kiedykolwiek holenderkę w depresji?!
Tak to się uwikłał w handel pokątny bydłem rogatym na łąkach księżycowych, choć jego familia od lat gustowała raczej by najmniej w cipkach i kurki rasowe oraz nie nazbyt rodowodowe o potędze handlowej rodu od czasów pradziadka, co to jego fotosy w Archiwum TW razem ze sztucznymi wąsami – co za szalbierz okrutny!, ten dziadek gładko ogolony – są teraz odnaj dymane, dumnie świadczyły. I tu wszelako byki z krowami mylił notorycznie, co nie tylko straty spółce przynosiło, ale i narażałp wrażliwego skądinąd Č. na okrutliwe retorsje ze strony pokoleń we życie ledwie co polonezem wchodzących. Albo wjeżdżających prosto na parkiet taneczny życia, jeśli ktoś po rodzicach miał takiego poloneza. Caro. Filtra zawsze można oderwać.
Widać POTĘŻNY kark, nie po to na wsi mieszkam żeby byka nosem nie czuć!!! nie będzie mnie jakiś niderlandzki trzy po trzy czech mni ucził do cholery miastowy!!!!
I tak to się skonfundował, już teraz nie Čmeláczek, tylko malutki cielaczek, co to radośnie podskakuje za ogrodzeniem, bo nie wie, że z każdą sekundą swego życia ku ladzie rzeźniczej lub maszynie pisarskiej nieuniknienie zmierza. I na tym zakończmy to opowiadanie. Kto czytał ten bomba i gangsterska trąba!