Czerwone

Krystianowi temu

Nie zdążyłem kupić.

Kiedy w końcu zlazłem na rynek, wszystkie kwiaciarnie były puste i jedyne co oferowały, to sztuczne fiołki i kilka zniczy.

Chwilę pomyślałem, następnie stanąłem plecami do ogrodzenia i lewą ręką wyrwałem kilka maków czy innego tałatajstwa, które akurat kwitło w ogródku sąsiadów.

Lato było piękne tego roku.

„Nasi, nasi idą”.

Ciche z początku mamrotanie z nielicznych ust przeradzało się stopniowo w ryk, by w końcu zatrząsnąć posadami… tłumu. Jeśli można użyć takiego sformułowania w stosunku do ludzi.

A nie ideologii.

Już widać było pierwsze.

Jechały majestatycznie, a ich lufy przywodziły na myśl potęgę przemysłu i geniusz ludzi zdolny do stworzenia takich cudów. Wywoływały też falliczne skojarzenia u co bardziej nieśmiałych i  niektóre matki zasłaniały oczy dorastającym córkom. Kilku chłopaków oblizywało się dyskretnie.

I ja rzuciłem kwiatami. Gąsienice krwiście wbiły je w asfalt na ulicy Monte Cassino.

To wtedy jakoś Ecik, najgłupszy z nas wszystkich, dzielnicowy moczymorda, erotoman i na dodatek niegdyś, ale krótko, kościelny, pierwszy zauważył.

„Właściwie i dlaczego zasadniczo one idą ze Wschodu?”.

Taki wariat!

Polska piętnasty miesiąc nie miała prezydenta.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s