W związku z pewnymi niefortunnymi dzisiejszymi wydarzeniami czuję się zmuszony do opowiedzenie kilku faktów z mojego życia.
Mianowicie od momentu, gdy tylko ciemiączko zaczęło mi się zrastać, wielokrotnie walnąłem się w życiu w głowę (oprócz tego żarłem wapno ze ścian, ale nie wchodzi ten temat w poniższe rozważania) . Tylko mnie, w kieszeni kożucha, taki byłem malutki, a był akurat stan wojenny i w sklepach nie było nawet mleka dla niemowlaków i żyłem o suchej wodzie i… wapnie, przyniesiono do fdomu, w samej pieluszce, bo był stan wojenny etc., a ja hyc głową w szczebelki łóżeczka. Kołyska? Bach w łeb. Pierwsza grupa przedszkolna? Łub zabawką w łeb. Pierwsza klasa? Bach bach bach w kaflowy piec, bo nie mieliśmy centralnego ogrzewania w naszej szkole i zimą pisaliśmy w rękawiczkach, dlatego mój styl pisma jest mianowicie absolutnie nieelegancki. Kopinogujemy w piłę nasiąkniętą piłą? Ja bum bum bum. Głową bo jakże inaczej.
– Hej Adaś, ale zakład że nie zerwiesz tego jabłka z dyńki?
A ja co robiłem? Oczywiście, że jeb jeb jeb o pień, aż kwasioły spadały z drzewa i goniła nas pani Gintrowa, matka Jerzyka, co to pitnął do Rajchu w 78 przed meczem z Holandią, wszyscy poszli sikać na autbahnie, panowie na prawo, panie… no, w sumie nie było pań… i on już tam został. A pani Gintrowa jak już kogoś miała witką przez głowę, to oczywiście mnie.
Nie chcecie wiedzieć jak skończyła się moja pierwsza randka. Powiem tylko tyle, ze nie tylko talerz był rozbity. Ale to ja niby zniszczyłem tej dziewczynie życie, bo mieszka, Uwaga!, w Nowym Jorku i zarabia siedmiocyfrowe sumy. W dolarach. Bynajmniej nie zimbabweńskich. Ponoć tęskni za domem. Nie wróci jednak, dopóki może mnie spotkać. Wyobrażacie sobie?!
Już mnie prawie do wojska wzięli, choć symulowałem ogólną pokraczność, o jaki tankista, dowcipkowali major z kapitanem, kiedy jeden typ z komisji się przyjrzał memu czołu bliżej.
– Podejdź no tu gagatku – I pac tym takim metalowym urządzeniem do badania gardła, teraz maja drewniane, ale za naszych czasów konowały miały tylko jedno takie, i nigdy nie stearynowały. Sterylizowały? Jakoś podobnie.
Tak się skończyło, że jest teraz profesorem Akademii Medycznej w P., wielką sławą, po serii artykułów o człowieku, co dalej chodzi po świecie, choć nie powinien, tyle razy dostał po głowie. Tak też tłumaczę słynne me roztargnienie, głupotę ogólną oraz powszechnie znany imbecylizm.
No i jeszcze nigdy nie miałem dzielnego małego pieska, który przebył pół Afryki, pilnował butów przed podstępnym gangiem kradnącym buty z przedpokoi miłym, sympatycznym oraz spokojnym ludziom oraz walczył z piratami, by wyprowadzić mnie mógł na ludzi.
Hau!