Antyterroryści ustawiali się na schodach. Prokurator czekał na ostateczne potwierdzenie i sygnał dany z góry. W powietrzu czuć było nie tylko dezodoranty męskie marki Pollena 2020, ale i wibrujący w tej męskiej atmosferze testosteron. Byczki z oddziału regulowały oddech przed akcją, zza podwójnych kominiarek było słychać szczęk zębów, leczone w najlepszych miejscowych i warszawskich klinikach stomatologicznych trzonowce odbijały się od siebie. Nokia zawibrowała, prokurator odczytał esemesa.
– Idziemy!
***
– Czy czeka nas bryndza na rynku jaja? – Mężczyzna w dużym pokoju, tu nazywanym oczywiście salonem, teatralnie rozłożył ręce, zarzucił imponującą fryzurą w stylu Wodeckiego i kontynuował perorę.
– Autentycznie osobiście uważałbym, że nie jest to nieuniknione, aczkolwiek nie zaraz wielce możliwe, tak sądzę. Nie mnie to cenić bardziej niż spokój ducha, który każdemu z nas jest wielce przyobiecany po wypełnieniu obowiązków międzyludzkich, a nawet międzygatunkowych, wskazuję tu wielkim paluchem lewym nogi mej prawej na przypadki pożycia zgodnego kury z kotem, czy też nawet z człowiekiem w stadle zgodnym oraz ani chybi pospólnym, w jednym kurniku. I bez świń mi tu, to związki bywały platoniczne, ku niczemu zdrożnemu nie dochodziło, bo też dochodzić nie mogło!
Z kuchni wychynął drugi mężczyzna, w kapelutku, o zgranych nóżkach, i podał Prokuratorowi filiżankę z kawą, taką maluteńką i przepraszał, że nie po polsku, ale on nie ma szklanek ani koszyczków, nie przywiózł z rodzinnego Wałbrzycha. Drugi typ kontynuował swą tyradę i aż piękny był w swym zadufaniu:
– Powiedzmy wiec, że był kiedyś Pisasz, zwany też Ałtorem. Nie żeby jakiś tam od razu wybitny, ani nawet wypitny, bo ponoć, a fe!, abstynent, a przecież od stulecia wiadomo, że jak twórca ma być Twórcą przez duże Pe., to powinien absyntować aż do łydek odarcia ze skóry, wróćmy jednakże do tematu, Pisasz był jaki każdy dobrze albo i niedobrze widział, ale był i co lepsze pomysły oraz frazy podkradał innym, a najczęściej mła i się potem dziwował wielce, że jest nieczytany poza wielkim wybuchem, taki to był obibok i skrytopisarzożerca, ale ogólnie dobry chłopak, choć niestety hanys. A hanysy som jakie są każdy wie, chachory i lebry, dupy rzyciowe ogólnie.
Drugi mężczyzna ściągnął kapelutka i częstował jakimś tutejszym ciastem, przepraszając że nie kremówka albo wuzetka.
– I temuż to Pisaszowi się wydawało, że nas pisze i pozwalaliśmy mu trwać pospólnie w tym błędnym urojeniu, choć prawda była gdzieś tam… Czymże jest pisarz bez swych bohaterów? A jakie to były postacie, ja to nawet wszystkiego w tym miejscu nie zmieszczę, bo trzeba mi się spieszyć jak z budową mostu pod autostradą, co to ten most wieczorem jest, w nocy go nie ma, a rano znowu jest i każden może jechać do pracy metrem i nawet nie wie, że okresowo tego mostu w nocy nie było, a teraz jest. I tak to było z Pisarzem, tylko odwrotnie, kędyś był, a teraz go nie ma. I nie będę mówić tutaj, kto winien jest takiemu to stanowi rzeki z Pisaszem, tylko kto być winien powinien być, prawda kierowniczko?
****
– Na ziemie! Na glebę, ale już! – Dowodzący akcją podkomisarz Wrzesiński pierwszy wpadł do pomieszczenia. Do męskich woni dołączyła kolejna, rozgrzanego, roztopionego metalu. Ani zamek z szyfrem, ani pancerne drzwi nie ochroniły urzędnika wewnątrz przed Narodową Interwencją.
Prokurator nie spieszył się z wejściem. Obciągnął garnitur, włosy przeczesał grzebieniem, który otrzymał na osiemnaste urodziny i dopiero wtedy dostojnie wkroczył do legendarnego gabinetu. Zbrodniarz, w samej piżamie, leżał skuty na szaroburej wykładzinie.
– Witam pana kolegę, Sondzio – prokurator naprawdę nie czuł osobistej satysfakcji, jedynie radość z dobrze wykonanego obowiązku. Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy jakieś hałasy ze sterty urzędowych papierzysk w kącie, ale zajmie się tym później. – Witam w moim nowym gabinecie, panie kolego.