No i wsiadłem do Dziewiątki. Ponownie, po tylu latach. Te wszystkie remonty tyle się wlokły, że nie ma zmiłuj Panie Boziu, żebym do niej wsiadł. Wiele mnie ominęło. Strajk Kobiet i prezydent na placu przed Kościołem. A nawet foodtraki! Przez Chorzów też się fajnie jeździ.
No i ledwie wszedłem, przyczepił się do mnie taki gostek, to ja bilet od razu pokazuję. A on do mnie z ryjem:
– Wysiadać masz, Polaczku!
– No przecież bilet mam, zniżkowy, ze względu na stan zdrowia, wrodzony imbecylizm oraz pokaźny wiek – Próbuję się uśmiechać, ale zapominam o maseczce i wychodzi jakoś nietwarzowo.
– Polaczku, nie podskakuj!
– Ale ja nawet nie mam nazwisko Polaczek! – Próbuję się ratować i chwilę myślę – I niekoniecznie jestem Polakiem, co nie?
– Ha! Ale ja jestem i mogę teraz z Tobą zrobić co zechcę. Nawet nazywać Polaczkiem, bo jestem Polakiem, rozumiesz?
– Panie, bo zadzwonię policję! – Wiem, ile ryzykuję, na mojej dzielni konfidenci wiszą po blokach, ale już nie mam innego wyjścia.
– Co, może jeszcze numer podać? Komendant też Polak! – Śmieje się mnie w twarz moją bynajmniej niesympatycznie i wykopuje z banki. Dosłownie, do teraz mam takiego sińca na dupie, że stąd do Karbia i jeszcze z powrotem.
Osz urwa, nie za dobrze, toż to sam środek Kafauzu. A mogłem, jak cywilizowany człowiek, pojechać taksówką. Nie jadłbym potem przez tydzień, ale no cóż, są sprawy ważne i ważniejsze. Idę cichaczem pod familokami, z laubek spoglądają na mnie zmęczeni eksgimnazjaliści o twarzach sześćdziesięciolatków, dzieci od stu lat bawiące się błotem, ich matki w kurtkach z lumpeksu noszące reklamówki z węglem, aż widzę równie znękanego inteligenta jak ja. To od razu poznać, po twarzy, nawet w COVIDZIE. W ogóle sylwetka jakaś znajoma.
– Dzień dobry sąsiedzie!
Ten coś odmrukuje, choć uchyla kaszkieta, muszę przyznać.
No i w końcu, po wielu przygodach, których nie ma potrzeby tu streszczać, a były jeszcze bardziej przerażające i autentyczne, dotarłem w końcu do domu i jak tylko się zdezynfekowałem, zacząłem sprawdzać, co się dziś dzieje na pewnym portalu. Takim bardziej społecznościowych.
I jeden kolega, który by wolał pewnie pozostać anonimowym, opisał swą wyprawę do Maca w Rudzie i jak go ludzie z ludu serdecznie pozdrawiali w najgorszych nawet dzielnicach, nawet takie ostatnie lumpy, co to ledwie łażą po świecie, i przed obecnym rządem tak nie było. Aha.
Tylko dalej nie wiem, kto mnie z tego tramwaju wypierdolił. Libek czy lewicowiec?