Diego, koszty

Oczywiście wszystko pomylił. Jak zwykle. To nie był Diego Costa, tylko Ronaldinho. Najlepszy piłkarz jakiego kiedykolwiek widziałem w telewizji, choć tych cholernych Brazyloli po prostu nie znoszę. Jeśli futbol to tylko w estuarium La Platy. Gdzie Borges grał w ducie z Bioy Casaresem, jak obaj podawali piłeczkę, to reszta zawodników brała drugą i grała swoją grę. Sabato na samej szpicy walił bramkę za bramką, a bramki były wtedy jeszcze drewniane i można było drzazgę złapać w czasie świętowania. Albo taki Onetti, urugwajska legenda środka pola o twarzy smętnej jak francuskiego egzystencjalisty, tylko lepszego. Długo mógłbym wymieniać i gdzie takiemu Gombrowiczowi do nich?

Był to więc Ronaldinho, ale dmuchany, bo na prawdziwego mnie nie stać. Planuję zakupić mianowicie jedną kopalnię i muszę teraz oszczędzać, ale się szarpnąłem na rurki z kremem, całe dwie, jedną dla mnie, a drugą dla adwokata. Z adwokatem, taki żart, rozumiecie? No, Ronaldinho u szczytu, to był ostatni taki piłkarz, nigdy już nie będzie piłkarza tak naturalnego, teraz same byczki, co to biorą piłkę i siłą gonią po skrzydełku przepchną obrońcę i łupią po światłach stadionu.

A tu mnie wita Mięciel. Ale jakiś trefny, nieprawdziwy, bo bez plasterka na nosie. Plakat z 95 roku jeszcze, no i wyciągam te rurki z kremem, plastykowe talerzyki i widelce z tegoż materiału, i kroję rureczki na pół i się z moim rozmówcą wymieniamy, i konsumujemy. Do barakowozu trafiłem od razu, ostatni taki w Warszawie, ale ten popug jest chytry i jak ten Drzymała, co kiedyś został wiceMISTRZEM z Groclinem, Polski wiceMISTRZEM, barakowóz co wieczór o dwa metry przesuwa i jest nie do ruszenia. Adwokat, nie barakowóz. Błoto po kolana i musiałem buty potem prać, a w węglarce którą do domu wracałem, mieli mnie za brudasa, rodacy szemrani.

No i dostał te pięć stów, to się zgadza, sam te stówy własnoręcznie dwa dni temu drukowałem, więc to dobre jest pięć stów. Z Sobieskim. Ale nie żeby drukować, tylko nie drukować tych 476 dokładnie stron. Że niby proza to wybuchowa? Wolne żarty, o wolnym zapłonie. Ale mi wszystko jedno, więc tylko patrzę jak wyciąga koszulkę Maradony z 86, znaczy się swoją białą koszulkę z wuefu z 86, z nabazgranym napisem „Maradonna” na plecach i mi tłumaczy, że jak taką koszulkę przesłać do pięciu krajów, w tym dwóch nieunijnych, to on będzie miał takie koszty, że nawet polski ZUS wypłaci niedomiar i że tak samo może zrobić z „książką”. To ja wybieram Jamajkę i Barbados, i reszta już mnie zupełnie nie interesuje, byleby tej książki nigdy nie wydano, bo wtedy mnie w moim bloku familijnie spalą, za pisanie prawdy.

Tyle miałem do powiedzenia i ciągle mnie boli dupa. Od siedzenia w węglarce powrotnej. Fatalne standardy w tym PKP Cargo, ale przynajmniej poniemieckie wagony. Tyle miałem do napisania, ani słowa więcej, ani mniej. Możecie już sobie iść. Do swoich spraw. Tych niezmiennie ważnych, którymi tak się chwalicie. Tyle miałem do powiedzenia. Żegnajcie. Tylko tyle miałem do powiedzenia.

4 komentarze do “Diego, koszty

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s