Imię Rurzy (IV)

Wenecka galera „Dondolo” powoli przybijała do redy portu w Aleksandrii. Na brzegu kłębił się już typowy w takich sytuacjach tłum: naciągacze, gracze w trzy kubki, męskie i nie tylko prostytutki, sprzedawcy pamiątek, domorośli przewodnicy po pustyni oraz handlarze niewolników, którzy koniecznie chcieli sprzedać kilku zdechlaków w miejsce tych, którzy nie wytrzymali trudów podróży. W tym rejwachu nie każdy zauważył złotowłosego młodzieńca o twarzy efeba, który opuścił statek jedynie z sakwą podróżną, ubrany schludnie acz niebogato w strój zachodni. Nie umknął za to uwadze trzech szpiegów wielkiego wezyra, którzy, choć znali twarz Europejczyka jedynie z niedokładnego portretu, natychmiast ruszyli za Frankiem.

Młodzian spokojnie spacerował uliczkami mocno rozwijającej się Aleksandrii. Przemierzył dzielnice chrześcijańską, koptyjską, turecką i następnie zagłębił się w miasto. Przeszedł przez suk garncarzy, chwilę porozmawiał z wielbłądnikami i dopiero na bazarze przypraw podjął próbę zgubienia swych prześladowców. Udaną, co jeden ze śledczych przypłacił głową, a dwóch spotkała znacznie surowsza kara – zostali zesłani do Albanii. Młodzian, teraz już nie muszący zważać na nic, przebrany w burnus, szybkim krokiem ruszył ku kantorowi szwajcarskiego zegarmistrza, który będąc wyłącznym przedstawicielem Pateka na kraje arabskie, promował właśnie najnowszy model zegara wodnego.

Jego firemka była również zamorską placówką słynnej firmy pocztowej Thurn-und-Taxis, która zobowiązywała się do dostarczenia każdej przesyłki w „najkrótszym możliwym czasie”. Przybysz z sakwy począł wyciągać pakiety listów, które urzędnik w kantorku dokładnie oglądał, ważył i frankował. Odbyła się charakterystyczna w tych miejscach mała rozmowa:

– Ma pan coś jeszcze do nadania?

– Nie, to wszystko.

– Paragon czy na fakturę?

– Na fakturę. Muszę się rozliczyć z pracodawcą, wie pan?

– Aha. Nie zechciałby pan kupić tych miętowych cukierków? Akurat mamy promocję.

– Nie…. Albo niech pan da. – Asertywność widocznie nie była mocną stroną młodzieńca.

– Płaci pan gotówką czy czekiem?

– Gotówką.

Na kontuar posypało się perskie srebro. Urzędnik wnikliwie sprawdził każdą z monet, dwie ugryzł, jedną odrzucił – „zbyt okantowana, to nie moja wina, że nie mogę przyjąć” – wzruszył ramionami, wydał resztę i nakazał młodszemu koledze napisać fakturę.

– Ładna pogoda dziś, nieprawdaż?

– Tak, zdziwiło mnie to słońce. Na morzu nieźle wczoraj bujało.

– Ach, to pan nietutejszy. – Raczej udanie zdziwił się urzędnik – Dobrze pan mówi w naszym języku.

– Dziękuję. Z dzieciństwa trochę zapamiętałem.

– Proszę, oto pańskie potwierdzenie. Miłej podróży!

– Do widzenia.

Młodzieniec mógł odetchnąć z ulgą, swą misję praktycznie już wykonał. Teraz pozostawało wrócić na galerę, dać się przypiąć do jednego z wioseł i incognito wrócić do Europy. Listy Księdza Jana na pewno go wyprzedzą i powinny wywołać sensację na dworach papieża, cesarza, królów połowy Zachodu i może nawet tego barbarzyńcy, co siedzi na Moskwie, o którym opowiadają straszne historie. Kolejna akcja wywiadu Państwa Kościelnego zakończona wielkim sukcesem! Tylko krokodyli jakoś nie widziałem, pomyślał filozoficznie i zaczął się drapać pod burnusem. Był zafascynowany tymi zwierzętami od czasu jak przeczytał Wojnę galijską Cezara.

Nie mógł wiedzieć, że wiózł na stary kontynent straszną zarazę, która przyczyni się do śmierci 1/3 populacji (i wzrostu zarobków, co kilka stuleci później zaowocuje pełnym kapitalizmem), jego samego pozbawi wspaniałych włosów, wykrzywi biedakowi uda i uczyni nienawistnym dla otoczenia. Tak, Il Patron Almodewar wracał do domu. W czarnym burnusie, drapiąc się z coraz większą pasją i bez skutku.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s