List przyszedł w niewyróżniającej się kopercie, ale nauczony uprzednimi doświadczeniami przez trzy dni wolałem go nie ruszać. Szczęśliwie nie wybuchł, dlatego w końcu go otwarłem na długim nożu. Z wnętrza wypadło kilka zeszytowych kartek pokrytych elegancką kaligrafią. Publikuję go w tym miejscu bez żadnych skrótów.
Ośmielam się zamieścić kilka słów Prawdy o tym giaurze nieczystym Radosławie zwanym też Wielki Pe, ponieważ dotychczasowe zapisy są nadmiernie korzystne dla tego wyrzutu sumienia Boga, oby żył wiecznie!
Zaczął przyjeżdżać do naszego szejkanatu blisko dwadzieścia lat temu i jakoś tak zakręcił się koło naszego towarzystwa, i spotykaliśmy się co pewien czas w różnych miejscach. Potem się okazało, że chciał być jak my, młody, piękny i w gronie radców. Nie potrafiliśmy mu wytłumaczyć, że bycie radcą wymaga nie tylko wielkiej inteligencji, kultury osobistej i powszechnej, ale przede wszystkim gruntownego państwowego wykształcenia, a nie tego świstka ze szkoły koranicznej w Ł., którym wymachiwał wokół.
Posiadał wówczas jeden garnitur, jeszcze z obrzezania, i chodził w nim wszędzie, zimą czy latem. Zimą trząsł się z zimna, latem pot zlewał części garderoby. Kieszonka zielonej marynarki pozostawała pusta i często, kiedy siedzieliśmy w najmodniejszych płockich knajpach, inni klienci brali go za kelnera i wsuwali mu drobne sumy, by szybciej pobiegł po piwo albo przyniósł pilaw z baraniną. Piastry przyjmował z godnością.
Podawał się wówczas za hardcorowca, ale kiedy wziąłem go na koncert słynnego wówczas zespołu Frontside, okazało się, że nie zna ani jednego wersu. Kiedy my skandowaliśmy kolejne wersy klasycznej poezji Demona, on zagubiony stał w kącie i zdawał się zagubiony pośród tego harmidru. Tatuaż SE z jego kłykci spływał gęstymi kroplami, wykonany był bowiem henną.
Kawę pił okropną. Więcej nie odważę się napisać. Nie każdego w dzisiejszych czasach stać na niewolnika, ale nie zwalnia to nikogo od poczucia smaku.
Najbardziej nas zdziwiło, kiedy zniknął i jakieś dwa, może trzy ramadany później wrócił, w sportowym wozie, bo nie ma co ukrywać, niewierni robią najlepsze samochody, z wielką tablicą rejestracyjną DORADCA1. Zadał szyku, znaczy się. Psim, Wybacz Panie, swędem załapał się tamtej zawodowej korporacji, a standardach tak skandalicznie niskich, ze biorą prawie każdego.
Te auto rozbił tuż za rogatkami miasta. Było pożyczone, a tablica odkleiła się zaraz po uderzeniu w pierwszą palmę.
Z wyrazami szacunku, o Muffi
Piast.