Księga

Promienie słoneczne cierpliwie przebijały się przez żaluzję, ptaki za oknem dawały pierwsze koncerty, kiedy obudziłem się i odruchowo spojrzałem na budzik. 5:59. Oczywiście. Od kilku dni spałem gotowy do wyjścia, ubrany w dżinsowe spodnie, koszulę z krótkim rękawem oraz wełniane skarpetki. Wystarczyło wdziać buty i sztruksową marynarkę, i już byłem gotowy do wyjścia. Pod kamerami telewizji publicznej, prowadzony przez agentów jednej, z jakże licznych i zawsze profesjonalnych, służb naszego kraju, udałbym się najpewniej do najbliżej prokuratury. Gorzej jakby kamer nie było. Mógłbym wylądować w bunkrze. Albo w dole.

Po prawdzie bardziej obawiałem się lichwiarza, który nie przyjął zwrotu pożyczki, nawet z należnymi procentami trzy tygodnie w przód, tylko wyrzucił mnie za drzwi, krzycząc, że tak to on prowadzić interesu nie będzie i poszedłby z torbami, gdyby tak wszyscy postępowali, i mam poczytać, jak jestem takim inteligentem, czym jest procent składany, i że on kogoś do mnie wyśle. Po dług. Oraz nerkę. I jeszcze coś długo gadał o zawodowym honorze i o knypkach takich jak ja, co to ich w więzieniu tygodniami…, szczęśliwie zadzwoniła jego komórka, „Fear of The Dark” wiadomego badziewia, co mnie trochę zdziwiło, ale korzystając z chwili nieuwagi mojego współrozmówcy, uciekłem w te pędy.

Wracając do tamtejszego poniedziałku. Kiedy tylko 5 i 9 zamieniły się w  dwa zera, a pierwsza piątka w 6 załomotano do moich drzwi z całą mocą. Takie mamy czasy, że nikt nie dzwoni, nikt nie używa dzwonka, tylko woli walić pięściami, bo rzekomo zdrowiej i łatwiej takim zarazkom czy innym wirusom utrzymać się na powierzchni kontaktu, czy jak właściwie nazywa się to, czym cywilizowany człowiek dzwoni dziś, by zawiadomić o swym przyjściu niczego niespodziewających się mieszkańców, choć oczywiście nie mówię teraz o mnie, bo ja się najścia jak najbardziej spodziewałem, o czym świadczyły chociażby elegancko związane buty wyjściowe w przedpokoju, niż na całej powierzchni drzwi wejściowych, więc oczywiście lepiej w takie drzwi kopnąć, niż zadzwonić.

Buty więc wzułem, poprawiłem rękawy mej jedynej marynarki, sprawdziłem czy euro dobrze schowane za telewizorem i głęboko oddychając, drzwi moje wejściowe rozwarłem jak Samson dwie kolumny w pałacu… cholera czyj to był właściwie pałac?, nieważne, a mógł człowiek wyłysieć z godnością, zamiast szaleć z rudymi lafiryndami, i się bardzo zdziwiłem. Stało mianowicie przede mną dwóch niepozornych mężczyzn u progu wieku średniego, z czego jeden wyglądał jak proboszcz niewielkiej parafii, a drugi jak jego kościelny. Jeden miał maseczkę w barwach Unii Europejskiej, drugi flagę biało-czerwone nosił dumnie na twarzy jakby był Masłowską i tylko ich oczy spoglądały na mnie uważnie, rzekłbym z nietajoną ciekawością i zainteresowanym niepokojem.

– Przyszliśmy porozmawiać o Księdze! – Zaczął ten drugi, ten o aparycji kościelnego, choć może trochę zbyt młody był do tej funkcji, rok czy dwa zaledwie starszy ode mnie, tak mi się zaczęło wydawać.

„Jehowy” pomyślałem odruchowo, co do teraz, wyznaję jak na spowiedzi, przyprawia mnie wstydem. Jakże nisko upadłem, oceniając człowieka po pierwszych jego słowach! Postanowiłem wybrnąć z sytuacji tymi słowy:

– Ale ja już mam książkę. I to nawet kilka. – Po prawdzie moja biblioteka nie była zbyt obszerna, ale odpowiednio rozlokowana na półkach, uprawniałaby mnie do występowania w dowolnej telewizji informacyjnej. W roli komentatora. Albo nawet eksperta.

– Ale ja mówię o Księdze.

– Ach, o Księdze. Muszę wyznać, że nigdy nie czytałem, poza może wersją dla… – I tu mi przerwano.

– No przecież ja też jej nie znam, panie Adamie. – Uspokajająco podjął ten drugi. Albo pierwszy. Pogubiłem się. Zwłaszcza, że odsunęli swe maseczki, spuścili na brodę, i teraz wyglądali jak bracia. Mroczkowie. Dwadzieścia lat poźniej.

– Pan jest ochrzczony? – Prawie zapytał ten pierwszy, który mógł być drugim. Prawie, ponieważ był to typowy przykład pytania retorycznego i konfliktu tragicznego, co natychmiast zrozumiałem, kiedy odezwał się drugi (albo pierwszy).

– Daj spokój, sprawdziliśmy na plebanii i nawet dzwoniliśmy do Ch, gdzie był chrzczony. W stanie wojennym. Pewnie dlatego wygląda tak głupio. Katolik jak ja albo ty, Waldek.

– Tak, książę proboszczu. – Przeczuwałem to od dobrej chwili, ale nie chciałem wierzyć. Nie, nie w Boga, to akurat nie odgrywało w tym momencie najmniejszego znaczenia, ale w to, że przynajmniej jeden z facetów przede mną jest księdzem, nawet jeśli w tym momencie całkowicie incognito. Niby poziom nauczania w seminariach nigdy nie był zbyt wysoki, ale żeby nie znać Biblii, co mi przed chwilą niemal radośnie wyjawiono? Stary, co to miał być księdzem, się pewnie w grobie przewraca. Trzeba by mu kwiatki podlać, przypomniało mi się, cmentarze już są otwarte?

– Panie Adamie, proszę tej Księgi nie czytać. Naprawdę nie warto. – I familiarnie się do mnie przysunął, strzepując mi…, wiem co pomyśleliście, świnki,  niewidoczny pyłek z mojej eleganckiej sztruksowej marynarki.

– Ale że Biblię? Ależ to zabytek literatury światowej i jeden znajomy Major twierdzi, że polska literatura byłaby lepsza, gdybyśmy ją czytali. Wie p… – Połapałem się – Wie ksiądz, i gdybyśmy szli ciemną doliną i zła się nie ulękli… I ja do dziś też nie przeczytałem – Skończyłem smętnie.

– Cóż za zabawne nieporozumienie! – Zakrzyknął ksiądz albo jego kościelny.

– O Księgę chodzi! – Zawtórował kościelny albo jego ksiądz, znowu nie rozróżniałem. – Co to ją pan miał w rękach w K. niedawno. Ona lepiej żeby nigdy nie powstała.

– Nachodzić pana będą teraz różne takie ciemne typki z pytaniami przeróżnymi. Lepiej nie odpowiadać. W ogóle nie otwierać. Nigdy pan o niej nie słyszał, nie widział i nic nie wie. Szczęść Boże. – Zakrzyknęli chórem i zaczęli zbiegać po schodach, ani razu nie dotykając poręczy. Pandemia wszystkim dawała się we znaki.

– Glik auf, Kamilu – Odpowiedziałem odruchowo, bo pochodzę nie tylko z duchownej rodziny, ale i górniczej. I trochę piłkarskiej.

– Tylko aramejską wersję… – Dobiegło mnie z parteru i chwilę potrwało, zanim zrozumiałem, ze chodziło o Ewangelię.

1 komentarz do “Księga

  1. Panie Adamie, mam dylemans. Czy sutannik jest tu Bohaterem? A może to Pan jest Bohaterem? Cichym? A może próbuje Pan dotrzeć do prawdy o Bohaterach? A może nawet i do samych Bohaterów? Pytania się mnożą, a Bohaterowie nie i ja tu widzę subtelny dysonans. Czas działać!

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz