Na moim oddziale nastał czas patriotów

Właśnie, ciesząc się tak rzadkimi w naszym ośrodku chwilami spokoju i listopadowej zadumy, cyzelowałem wersy mojego poematu epickiego, z pewną przesadą, przyznaję, ale nawet Polska zasługuje na swego Mickiewicza, roboczo nazwanego przeze mnie „Tajemną Historią Lechistanu”, kiedy podniósł się na oddziale koszmarny rwetes, separując me zdradliwe muzy ode mnie. Wena ulotniła się, bo też zaszły na oddziale wszelakie rewelacje… Ale zanim je przedstawię, pragnę przedpremierowo ukazać drobny wycinek mego dzieła życia (nie obrażę się na opinie listem):

Herosów Mazowsza najlepsze pokolenie
Dekadę prowadziło smutne oblężenie.
Wśród deszczów, mrozów, zawiei, w górach błocka
Dzielni mężowie szturmowali bramy Płocka.
Aż rzekł bohater Blady: opla białawego
Podstawić pod mury jak konia trojańskiego;
Czarowi nie oprze się żaden książę właśnie
Czas zgasić o Mittensa zuchwałego waśnie.

Żeby opowiedzieć konkretnie, co się wydarzyło, muszę wrócić do pamiętnej sprawy naszego zarządcy, pamiętacie, tego młodego, odwołanego, a następnie zawieszonego za niefortunne wypadki z wkładami długopisów w gałkach ocznych co mniej uważnych pensjonariuszy. Nie ma co ukrywać, żal nam chłopaka było, to naprawdę nie była jego wina, na szczęście ktoś wyżej poszedł po rozum do głowy i młodzian otrzymał nowe kompetencje. Zajmuje się obecnie dezinformacją, dokładniej – wyszukiwaniem wszystkich negatywnych opinii na temat naszego  ośrodka, a zwłaszcza naszego oddziału. Pracuje sumiennie, ale mógłby lepiej pilnować biura, bo co bardziej obeznani na komputerach koledzy zhakowali (tak to się pisze?;  moim ostatnim komputerem był C-64 kupiony za babcine marki spod prania, potem w moim życiu zdarzyło się TO STRASZNE) mu służbową maszynę i zdobytym hasłem – „LoveAntoni” – podzielili się z całym oddziałem. I od tej pory jesteśmy na bieżąco. Ze światem. Z faktami. Z faktami autentycznymi. Jesteśmy na bieżąco ze wszystkim.

Gdzieś w czwartek gruchła wieść po oddziale, że Polska, białoczerwoni!, wstajemy z kolan, największa wiktoryja Narodowa od czasów Wiednia. Zdziwiłem się trochę, bo jedenasty był dopiero w piątek, mecz z zawsze groźną Rumunia takowoż, wiec co to znowu za nowe triumfy?  No i szybko się okazało, że to jakiś tramp wygrał wybory w USA. Przyznam, nawet początkowo mnie to podniosło na duchu, że rządzić tak wielkim mocarstwem może wyrzutek podobny do nas, niesłusznie zesłany poza obręb społeczeństwa przez obyczajowe normy i/lub opresyjne państwo, ale szybko mnie uświadomiono, że chodzi o miliardera-trampa, ale to nieważne, bo on trzyma z takimi jak my, białymi mężczyznami i tak w ogóle to największy frontowy sukces husarii od czasów Samosierry.

Ten Trump to nie tylko jest podobno równie czystej europejskiej krwi jak holenderska krowa, ale też ponoć wzoruje się na Polakach i już zgłosił akces do drużyny dobrej zmiany. Na imię mu Donald, a to ponoć bardzo dobre dla Polski, bo „d” to, jak wiadomo powszechnie, czwarta litera alfabetu, a dwie czwórki w imieniu dają co? Ano sumę „44”, czyli znamię tajemne wyczekiwanego zbawiciela Polski. Jeden z kolegów wyrwał się, zawsze się trafiają nadgorliwcy, z pytaniem o Tuska, że on też Donald przecież, ale nie wzięliśmy jego głosu, jako skandalicznie nieobiektywnego, pod uwagę, siedzi w psychiatryku od 83 roku przez spisek CIA – sam tak mówi – i nadal jest cięty na Reagana. Był jeszcze jeden malkontent, co to żałował Clintona, bo to niezła sztuka, ten z kolei ma ksywkę Kleryk, bo go kiedyś z seminarium wyrzucono za agresywną impotencję, co sporo wyjaśnia, choć może niekoniecznie miłość do Billa. Tak się wszyscy wokół radowali z konserwatywnego huraganu i narodowego wzmożenia, że aż się z tego wszystkiego zawstydziłem i nie miałem odwagi poddać pod dyskusję pytania: Czy następny okupant uzna ośrodki takie jak nasz za warte inwestycji, czy pojedziemy wszyscy… no, do domów, odpukać, pojedziemy czy nie pojedziemy?

Trochę z tej radości mniej hucznie wypadły coroczne manifestacje, marsze i kontrmarsze w ramach Święta Niepodległości naszego ośrodka, ale sumiennie wziąłem udział we wszystkich, byłem za, a po chwili trochę przeciw, alejkami maszerowaliśmy w czworobokach wszyscy, oczywiście wszyscy z pozwoleniem na spacery. Wieczorem samemu się pobiłem, bo jakoś obyło się tego roku bez fizycznych awantur, słowne scysje też jakieś bez bigla, i niektórym stałym obserwatorom zrobiło się smutno za tą przyczyną, a że ja tak bardzo potrzebuję uwagi i atencji…

Teraz nas więc czeka ekshumacja. Przynajmniej tak słyszałem, takież to plotki chodzą po korytarzach ośrodka. Zawieruszył się gdzieś mój współmieszkaniec, podobno też zdobył hasło do komputera pana Bartłomieja i na raz wziął cały sezon „W labiryncie”, serduszko nie wytrzymało tej ekscytacji i go cichaczem, by nie było afery, pochowano pod topolą w ośrodkowym parku. Ktoś doniósł, menda jakaś paskudna lewacka, i będą kopać. Tak się zdarza, gdy dotychczas za telewizor służył landszafcik w pokoju, morski pejzażyk z żaglowcem i dwoma kapitanami na pokładzie, co zawsze mi przypomina młodych doktorów, co to kilka miesięcy temu próbowali nowej kuracji, symetryzmem ludzi leczyć jak jakieś pieski. Obaj już na emigracji, jeden w Niemczech, a drugi – wewnętrznej.

Ordynator stary,  taka to świnia, czasem wpada z kontrolą. Panienka Marta zawsze potem trochę roztrzęsiona. Nie zauważa, kiedy jej nie ma.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s