Rudy i ulga

– Kochanie śpisz? Bo ja już zrobiłem francuskie tosty i gorącą czekoladę na śniadanie.

Ulka mruknęła coś do siebie i obróciła się w drugą stronę na wielkim małżeńskim, choć na razie nie uświęconym, łożu z Ikei. Rudzielec w samych gaciach cofnął się do kuchni i już po chwili dało się usłyszeć szczęk wyciąganych z szafek talerzyków oraz sztućców.

To była miłość od pierwszego tweetnięcia.

I doskonały przykład tego jak nowa technologia zaciera geograficzne oraz towarzyskie granice. W dawnych czasach kochankowie zostaliby rozdzielen. Ulkę by wydano za mąż za kogoś z jej klasy, możliwe że za starego wujka Stanisława, który już pochował dwie małżonki, a właśnie uśmiercał trzecią, posiadał jednakże całą kamienicę na własność. I jeszcze pół drugiej. Rudy najpewniej poszedłby do klasztoru. Po uprzednim obiciu przez braci i kuzynów dziewczyny. Kijem, bo szkoda takiego płazować szabelką po pradziadziu, co to z Marszałkiem do Legionów szedł albo choćby pięści marnować na bałamuta.

Fotogeniczny był ten Rudy, zwłaszcza w fantazyjnej koszulce, takiej bardzo rewolucyjnej i undergrandowej, na ten przykład w tej z logo Batiushki. Modne oprawki okularów dodawały jego twarzy inteligenckiej sympatyczności, jednak tu, w Krakowie, liczyła się jedynie stara klasa średnia, a chłopak był, jakby to powiedzieć?, z Szombierek. Miejsca, gdzie nawet Tesco upadało. Czarne półksiężyce paznokci, smar wżarty w wielkie robotnicze dłonie, wyraźnie wskazywały z jakiej nędzy Rudy się wyrwał. Ze świata niedymiących już kominów, hałd porytych biedaszybami, jeżami znikającymi tuż obok fińskich domków, co miały stać jedynie do 1960 roku, no może 1970, a nadal były największą architektoniczną chlubą dzielnicy.

Kiedy Rudy o tym wszystkim myślał, chciało mu się płakać, przede wszystkim czuł ogromną ulgę, że zaszedł tak daleko, on zwykły inżynier w brutalnym i niewybaczającym najmniejszego potknięcia świecie absolwentów kierunków humanistycznych. No właśnie, czas obudzić Ulkę. Rozmyślił się, upiekł na szybko kilka gofrów i polał syropem klonowym. Zaniesie śniadanie do łóżka, choćby poduszki miały latać po całym mieszkaniu. I tak, nigdy jej nie opuści. Nigdy tam nie wróci.

Niech ten Krystian nawet nie dzwoni.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s