Powrót bohaterów

Korzystając z zawieszenia części restrykcji epidemiologicznych udałem się do miasta wojewódzkiego K. celem wykonania kilku życiowych rytuałów niezbędnych dla zachowania równowago duchowej a także psychicznej. Kiedy skonsumowałem już trzy kebaby, w tym jednego na grubym i do tego z dolewką sosu, ostrego, żaden wirus ani inne paskudztwo tego nie przetrzymają, zakupiłem pączki na drogę i pooglądałem co urodziwszych mieszkańców naszego regionu, udałem się do znajomego eks bikiniarza, bukunisty-antykomunisty, celem zakupu książek na dalsze zamknięcie.

Zgromadziłem już całkiem piękny stosik i podczas wymieniania ostatnich poglądów na temat tego, kto za tym wszystkim stoi i dlaczego komuszki, tylko nie wiadomo czy tym razem chińskie czy amerykańskie, trafiłem na książkę. W tym miejscu prychniecie ze  złości, bo czyż to dziwne, że u antykwariusza księgarskiego można znaleźć akurat książkę? No cóż, ale ta książka była jakaś inna i od razu poczułem ten doskonale znany wszystkich bibliofilom zew natury, choć moją ekscytację próbowałem zamaskować pytaniem:

– A cóż to takiego, to jakieś kuriozum?

– Ach, taka sobie książeczka. – Łypnął na mnie zza grubych jak denka butelek szkieł – Zapomniana.

– To pewnie nie za droga?

– Bezcenna.

Nie dał się oszukać, stary chytrus, i tak rozpoczęliśmy negocjacje. Ostateczna cena dalece przekraczała moje aktualne możliwości, dlatego jeszcze raz przekartkowałem niepozorny tom zszyty ręcznie, na jednej stronie typ bez twarzy cwałował na nosorożcu, na kolejnej gang prowincjonalnych… prawników odpalał golfa, i to jeszcze czarnego, na styk, tak więc nie potrafiłem powstrzymać ekscytacji. To musiała być dobra książka.

– Za godzinkę wrócę, niech pan ją trzyma dla mnie, dobrze?

Za rogiem był bankomat, wyciągnąłem wszystkie oszczędności. Za mało – przeliczyłem i udałem się do lichwiarza. 20% na tydzień to nie tak wiele, szczęśliwie mamusia ma dobrą rentę po ojcu. I tak brakowało. Skierowałem więc się do stacji krwiodawstwa. Spóźniony co najwyżej o minutę, zdyszany i blady podszedłem pewnym krokiem do znajomego stoiska. Mojego znajomka nie było, zastępował go jakiś czterdziestoletni młodzian, co to go pierwszy raz na oczy widziałem. Szkoda, że nie ta blondynka o fantastycznych nogach, mogłem to nawet wycharczeć na głos, rozumiecie mój stan w tamtej chwili i zacząłem wyciągać pieniądze. Spora kupka tego była.

– Proszę pana ja tu miałem książkę odłożoną dla mnie, kolega musiał powiedzieć. – Rękę wyciągnąłem ku… pustce. Książki nie było.

Zachowałem się może nie nadmiernie elegancko, ponieważ zacząłem krzyczeć, a w pewnym momencie mogłem leżeć na chodniku przed stoiskiem i panikować w różowej kurteczce, ale pamiętajcie proszę o moim stanie, no i ogólnej atmosferze tamtych strasznych i dziwnych czasów. Młodzieniec przypatrywał mi się z pogardą i pełnym profesjonalizmem, uzyskanym dzięki ciężkim treningom w Kiejkutach, a może i Quantico. Zrozumiałem to jednak znacznie później.

– Panie Adamie, proszę się nie wygłupiać – Zgadliście, wtedy nie zajarzyłem. – Teraz wsiądzie pan grzecznie do 130 i wróci do domu. A książka…”Powrót bohaterów”, tak?, no cóż, nigdy nie istniała. Tak jak i ślepy sprzedawca o fundamentalistycznych, a może tylko fundamentalnych, poglądach i przekonaniach. Rozumie pan, panie Adamie. Jest tyle książek na świecie, aż zbyt wiele, każdy może wydać kolejną albo i dwie, bo przecież nie napisać, po cóż upierać się przy akurat tej?

Pożegnał się grzecznie i zaczął układach charakterystyczne tomy Rodowodów Cywilizacji według zakresu tematycznego. Erudyta, jego taka owaka mać, mruczałem pochmurnie wlekąc się przez dworzec.

3 komentarze do “Powrót bohaterów

  1. Panie Adamie, bardzo mnie cieszy powrót wszystkich bohaterów, nie mogę doczekać się wartkiej przygody!

    Polubienie

Dodaj komentarz