Rozmnożyły się wilki…

Pewnego ponurego poranka na słupach ogłoszeniowych w całej Polsce pojawił się czarno-biały plakat przedstawiający głowę, łysą jak kolano, choć oczywiście nie męskie, lecz dziecięce, męskie kolana są jak mamuty co nie chcą wyginąć, mężczyzny w nieokreślonym bliżej wieku. Gdyby w rzeczonym kraju umieszczano wizerunki poszukiwanych osób na mleku, to w tym wypadku mogłyby się one pojawić jedynie na torebkach z kwaśnym, tak markotną miną miał ten nieszczęsny bieżaniec. Wyglądał jak stary hardcorowiec, który w pewnym momencie przestał być krisznowcem i wrócił do starych nałogów, nie odzyskując jednak dawnego spokoju i na dodatek cierpiąc na chroniczne bóle nerek.

Był to osławiony R., który pewnego zimowego dnia rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając w głębokim smutku grupę znajomych – imprezy z tej przyczyny zakończyły się dopiero w maju, a najkrótsza z nich trwała trzy dni, i zakończyła ją dopiero interwencja wojska obrony terytorialnej, po której cały pododdział musiał udać się na rehabilitację medyczną oraz światopoglądową – zbankrutowaną kancelarię, rozpadający się dom rodzinny, no i oczywiście dziadka. W trumnie z kartonu, bo pozostałe, jako niezwykle zabytkowe, zlicytował w końcu pewien komornik z Mazowsza.

Tako to R. porzucił nie tylko ludzi, obowiązki służbowe, ale i swój szpadel. Kiedy w końcu znalazł się odważny, by wejść do wspomnianego już domu rodzinnego von Rappierów, a była to rezydencja w stylu gotyckim, słynna w okolicy ze swej niesamowitości i skandali jakie się w niej w każdy piątek odbywały, odnalazła rzeczona sześciolatka, bo jedynie niewinne, nieznające lęku dziecko mogło się zdobyć na przekroczenie progu posępnego domostwa, pustkę, zakurzoną i szpetną. Meble i dywany zniknęły, odkrywając światu przeżarty przez korniki dębowy parkiet i tylko pośrodku bawialni stał, wbity między iście syberyjskie klepki, takiż to chłód od nich bił, szpadel. Na nim to wisiał zwięzły liścik pachnący przekwitłymi jesiennymi różami:

„Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie”

xxx R.

Ludzie, jak to ludzie, powoli zapominali o istnieniu R., a przynajmniej jedna osoba w areszcie miejskim w Szcz., której imiona oraz nazwisko tutaj utajnimy, odetchnęła z ulgą, nie musząc każdego wieczoru brać udziału w mistycznych libacjach wspólnie z R. Który i może miał słabą głowę, ale nie przeszkadzało mu to pić chlać zalewać się golić grzać żłopać ciągnąć doić bez umiaru. Ileż to razy nasz Anonim kładł upadłego R. do jego trumny! Ten zasypiał jedynie po wysłuchanie jednej z baśni braci Grimm, a im bardziej była ona krwawa, tym spał potem spokojniej, ściskając w swych potężnych łapach kocyk z dzieciństwa oraz mieczyk z czasów giermkowania.

Tak więc plakaty pojawiły się absolutnie nie w porę, wszyscy znajomi R. znaleźli pocieszenie, akceptując nędzne próby substytucji, bo po jego zniknięciu pojawiły się liczne nieudaczne kopie, nie jest to jednak temat naszej opowieści. Ogłoszenia były czarno-białe, matki straszyły nimi rano dzieci i wiele lat później polska młodzież była albo spedalona albo nadmiernie sfeminizowana, tak trwała była pokoleniowa trauma, ta kwestia jednak również nie przynależy do naszej historii. Podpisane były „Żywy albo zakopany” i oferowały, może nieszczególnie wielką, pieniądz to jednak pieniądz, czasy zawsze są ciężkie, nagrodę, ufundowaną z Funduszu Pomocy Ofiar. Do odebrania w gabinecie wiceministra Mateckiego.

Sterta donosów na biurku zdolnego sekretarza stanu rosła sukcesywnie, acz nieubłaganie. W całym kraju przekopano hektary ziemi, w tym tej leżącej odłogiem od stuleci. Najbardziej cieszyli się archeolodzy i historycy, kilka faktów uchodzących za autentyczne zostało obalonych, dla przykładu Mieszko był ****** , o czym wszyscy obywatele wiedzieli zresztą od małego, ale żaden nie mówił o tym głośno. R., ani jego szczątków nie odnaleziono. I tylko w dalekiej Transylwanii rozmnożyły się wilki oraz Węgrzy, co niektórzy odczytywali jako znak klęsk jakowych oraz przyszłości ponurej i pewnej…

5 komentarzy do “Rozmnożyły się wilki…

Dodaj komentarz