Chudy grubasek ostrożnie podszedł do drzwi. Miał w tym doświadczenie, od miesięcy do jego mieszkania próbowali się dostać coraz dziwniejsi goście ze swymi opowieściami i pretensjami. Ostrożnie wyjrzał przez judasza. I aż się spocił.
– Adam, wiemy że tam jesteś!
– Wyłaź grzdylu jeden!
Drzwi otwierały się na zewnątrz i zostały wzmocnione tytanowymi prętami, framugę odlano z najlepszej niemieckiej stali w pobliskich Hajdukach, ale wiedział jak mało ma czasu. Nie obronią się przed zjednoczonym atakiem suczych szpil.
***
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, kiedy świeżo założona agencja detektywistyczna J&M otrzymała swe pierwsze zlecenie. Napłynęło ono z niewiadomego miejsca na ziemi i wyglądało na ponury żart, ale dołączony do niego staroświecki czek był jak najbardziej prawdziwy, co jedna z dwóch wspólniczek, nie będziemy w tym miejscu pisać która, Marto, natychmiast pobiegła sprawdzić w banku i wymienić na prawdziwe pieniądze. No dobra, na złotówki. Zawsze coś. Przynajmniej dopóki polski złoty, a nie złotówka! jest walutą w pełni wymienialną.
Dołączony liścik przedstawiamy w tym miejscu bez żadnych skrótów.
Drogie Koleżanki!
Pozwólcie, że pominę w tym miejscu zwyczajowe pytania o zdrowie, wszyscy wiemy, że jedna noga zbyt wiele skakała, a inna siatkówka czytała zbyt wiele bzdur, dlatego dziewczyny kurujcie się! i nie zadawajcie dłużej z gizdami, tylko od razu przejdę do sprawy. Zlecenia takiego. Od lat krążą plotki, że w Fapcyrklu jest czwarty Adaś, tylko się boi ujawnić, po tym wszystkim co z trzema poprzednimi zro…. wydarzyło się w ostatnich latach. Mianowicie chciałbym, byście go odnalazły!
Z wyrazami szacunku etc.
xxx
***
– Kubuś, ty coś wiesz.
– My jeszcze jesteśmy spokojne, ale nas nie denerwuj.
– Bo skończy się jeżdżenie obciążkami!
– A może ty nie Kubuś?
– Dej portfel!
– Co to za drobne?
– I ty chcesz zaimponować dziewczynom?
– Nam!
– Jednak Kubuś. Przynajmniej w dowodzie. Ale co wiesz o Adasiach?
– Mów! Teraz!!!
– Asia, patrz, nie ściagnęłyśmy mu maseczki.
– A, to dlatego tak wściekle machał łapami.
– I nic nie mówił.
– Dycha jeszcze?
– A nie wiem, boję się podejść.
– Dotykałaś coś?
– Tylko klamkę.
– Się wytrze.
****
Prowadzone w wyżej opisany sposób śledztwo posuwało się powoli i w końcu doprowadziło nasze dwie pełnoprawne Bohaterki pod opisane powyżej drzwi w smutnym bloku w okupowanym śląskim przysiółku K. i śmiertelnie wystraszyło opisanego wyżej bohatera (literackiego, nie że Bohatera!). Decyzję podjął on prędką, bo wszystkie kluczowe życiowe wybory tak podejmował, czego z reguły później żałował. Kiedyś, dawno temu zapoznał się z kilkoma koleżankami na przykład i wszystkie go raczej tak bardziej nienawidzą, choć żadnych obietnic nie czynił i zawsze pokazywał się z jak najlepszej strony.
Tego poniedziałkowego poranka zmierzającego chybcikiem ku południu, tę jego stronę mogli podziwiać zgromadzeni na trawników poniżej sąsiedzi, których z każdą minutą było coraz więcej i więcej, tak jakby w tym kraju nikt nie pracował, a tylko czekał, by przydybać sąsiada kurczowo trzymającego się rynny. W piżamce w misie, której dolna część stopniowo odsłaniała dwa półksieżyce w pełni, większość sąsiadów filmowała całą tę niezłą hecę, a wiatr, miejmy nadzieję, że w oczekiwaniu na przyjazd straży pożarnej, rozwiewał po placu dwie pełne talie kart brydżowych, z odłożonymi dżokerami, oczywiście!