Tajemnica nieużywanej windy (5)

Wielokrotnie oskarżano mnie, że wziąłem osobisty udział w mistyfikacji, którą brukowce nazwały później ironicznie Wielkim Kapiszonem na Emirates, jednak muszę stanowczo zaprzeczyć. Nic nie wiedziałem i właśnie ta sprawa położyła się głębokim cieniem na moich stosunkach z Sherlockiem. W poczuciu życiowej klęski zaszyłem się na Falklandach i spędziłem w tym odległym skrawku Imperium trzy  pełne poświęceń i wyzwań lata. Na Stary Kontynent i do pojednania z moim druhem doprowadziła mnie dopiero głośna sprawa farerskiej owcy, o której już kilkakrotnie wspominałem i w której, jako specjalista od chorób odowczych, odegrałem dość istotną rolę fachową.

Jednakże moje łzy na pogrzebie, czy jakby zgodnie z prawdą należało napisać, „pogrzebie” Sherlocka były absolutnie prawdziwe. Mogę przysiąc w każdym sądzie, że naszej królowej również ciekły ciurkiem. Dzielna staruszka, na której jak na filarach opiera się cała duma i historia Imperium, była równie zdziwiona i zszokowana jak ja. Jej prawnuk, który strasznie zbrzydł od czasów dzieciństwa, wyglądał co prawda na znudzonego, ale nic jeszcze nie wskazywało na plagę straszliwych ekscesów, która spadła na niego w latach następnych i zachwiała dalszym istnieniem naszej ukochanej monarchii.

Oczywiście mógł mi dać do myślenia udział w całej awanturze Mycrofta. Ma on wyjątkowy dar pojawiania się na scenie wydarzeń w momentach szczególnie podejrzanych i dwuznacznych moralnie. Jestem pewien jednak, że sam Sherlock nigdy nie wziąłby udziału w celowo zmistyfikowanej awanturze, jego wysoka etyka i samoświadomość nigdy by na to nie pozwoliły. Tak więc łączenie go z obaleniem rządu w ówczesnej Republice Południowej Afryki i ponownym włączeniem tego słabo zaludnionego obszaru w skład Wielkiej Brytanii jest absolutnym nieporozumieniem. Nie mogliśmy przecież pozostawić cennych pierwiastków śladowych w rękach ówczesnego bandyckiego rządu obecnej Autonomicznej Wolnej Republiki Oranii.

Muszę wyznać, że nie jestem jednak całkowicie pewien, co do istnienia organizacji Tajemnego Spisqu Windziarzy i samego Chorego Systema jako postaci rzeczywistej. Kwestie te trapią moje sumienie po dziś dzień.

****

W tym miejscu kończy się relacja zacnego dr. Watsona i spieszymy z uspokojeniem naszego uczciwego, ale też czasem zanadto naiwnego narratora: Istniały zarówno Tajemny Spiseq Windziarzy jak i sam Chory System. Do losów tego drugiego wrócimy za chwilę, w tym momencie poświecimy kilka słów Spisqowi (w skrócie także TSW).

Była to rzeczywiście potężna, internacjonalistyczna organizacja o celach jasno określonych, jednak mniej terrorystycznych, a bardziej kulinarnych, skupiająca się zwłaszcza na spożywaniu pewnych płynów i przegryzaniu ich, niestety, to akurat było prawdą, młodymi jeżykami w różnych sosach. Szczególnym przysmakiem były jeżyki w sosie truskawkowym, choć znajdowali się także smakosze miętowi i inni (tzw. grill po polsku – spalone mięso podlane najtańszym piwem), spuśćmy jednak w tym miejscu zasłonę milczenia nad tą akurat hańbą rodzaju ludzkiego Człowieku, twoje kubki smakowe nie przestają mnie zadziwiać!

TSW swą siłę i potęgę czerpała rzeczywiście z naprawy i montażu wind na całym świecie. Był to, i nadal jest jest, ponieważ opisana wyżej unijna dyrektywa spowodowała rozpad Unii i powrót do stanu stosunków międzynarodowych sprzed wojny trzydziestoletniej, notabene często i niesłusznie pomijanej w polskiej historiografii, olbrzymi rynek. Przepływy finansowe w całej branży kontrolowała wąska grupa wybitnych specjalistów, tak się składa, że w przeważającej masie pochodzących z Polski. To oni umożliwili Chorego ucieczkę i ukrycie się po londyńskich wydarzeniach.

W skonfliktowanej, nękanej iście biblijnymi plagami, ojczyźnie Chorego Systemu wkrótce powstał Ruch rewolucyjny Im. Chorego, który w najbliższych wyborach uzyskał 15% głosów i krótko miał 60 posłów w tamtejszym parlamencie. Jak to jednak bywa z oddolnymi, spontanicznymi inicjatywami wkrótce doszło do pierwszego rozłamu, na tle tzw. kwestii majtek Dudy – mającej dokonać odsiewu tzw. prawdziwych (weteranów rzeczonego sporu i uznający go za formacyjny dla idei) od tzw. prawilnych (uznających majty Dudy za kwestię nieistotną i cokolwiek przebrzmiałą). Kolejne tąpnięcie było ściśle związane z herezją symetryczną i dziś, choć po mocnym dryfie w stronę racji narodowo-ekonomicznych, do idei choreizmu odwołuje się jedynie Partia Prawdziwie Symetrycznie Polska, pod przywództwem Kamila Wierchowieńskiego lojalny członek każdej koalicji rządowej.

Wróćmy jednak do samego Chorego Systema. Według niektórych obserwatorów trzymał on na Emirates w ręku nie uzi, a wkrętarko-wiertarkę i chciał nie tyle zabić Holmesa, co umożliwić mu dalsze poruszanie się windą. Po strzałach spanikował i uciekł. Dzięki wsparciu organizacji miesiącami był przerzucany z jednej kryjówki do drugiej,  dokładnie jak Kornel Morawiecki po stanie wojennym, by w końcu wylądować w tajnym, wentylowanym i ogólnie luksusowym bunkrze w ogródku Lidii vel Lidki (nazwiska nie ujawniamy dla dobra jej rodziny i szanując osoby już nieżyjące). Ukrywał się w nim przez prawie pół wieku i odnaleziono go dopiero po śmierci właścicielki posesji. Jak japońscy żołnierze z Filipin nic nie wiedział o współczesności. Pozostając całkiem odcięty od internetu – jak wyjaśniła Lidia vel Lidka by nie namierzyły go i zbombardowały drony amerykańskiej armii – myślał, że nadal jest poszukiwany i musi się ukrywać. Przez trzydzieści lat, dopóki nie oślepł, w dzień lutował w piwnicy układy scalone, a nocami – tak sądzi – wypełniał inne obowiązki, nie tylko względem Lidii vel Lidki, ale i kilkunastu innym członkom jakiegoś Fapcyrkla w ramach tzw. trójkątów ćwitrowych.

Przypuszczamy, że są to jedynie rojenia samotnego mężczyzny zbyt długo pozostającego w ciemnościach. W każdym razie smutny był jego los, a jedynym wygranym całej afery windowej – oprócz rządu Jej Królewskiej Mości, który nadal kontroluje południe Afryki – okazał się mecenas Marcin Mlaxis, który zarejestrował markę Chory System (c) (TM) i od tej pory żył ze sprzedaży licencji, w urzędzie miasta wielkiego, starożytnego Płocka pojawiając się jedynie w celach hobbystycznych, wierny bowiem pozostawał swej klerkowskiej dumie zawodowej i etosowi państwowca. Przynajmniej dopóki miliardów z konta nie zrabował mu jego angielski kot-samuraj, który okazał się być najeźdźcą z kosmosu, ale to inna, równie pasjonująca i prawdopodobna historia.

Koniec

Kochłowice-Szombierki-Opole-Szombierki-Katowice-Kochłowice

sierpień-wrzesień 2017

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s