Bajtle! Nie dokazujcie tukej, ino siodejcie na ryczkach i słuchajcie, co stary upa mo do opowiedzenia. Opowiem wom dziś dalsza część bery o Redaktorze i żabie.
Minął roczek po uprzednich wydarzeniach i wybrał się nasz redaktor ulubiony znowu w rajza po naszym umiłowanym, spokojnym i tętniącym codziennym życiem Ślunsku, gdzie ludek pomieszkuje poczciwy, wiarę w Matkę Bosko Piekarsko wyznający i hołdujący rodzinnym tradycjom, roboczy i na świeży luft nieskoro spoglądający. Rema ino można złapać odkąd te filtry na kominach pomontowali! A mój upa dożył setki, no fater ino dwudziestki, ale go pod Stalinogrodem poharatali, jak wracoł z szynku me narodziny świętując… Nie pytajcie mnie czemu nie pojechoł na urlaup do Wisły albo nad Turawa albo przynajmniej do ujka w Dortmundzie, Poloki są jakieś inne, więc przyjechoł, zamieszkał w hostelu na placu Andrzeja, bo i do Razemitów niedaleko i kebab najlepszy w mieście tuż tuż. Na Lipinach pogodoł z hajerami. w Piekarach porzykoł ze starzykami, nocą Kostuchnę obtańcowoł z frelkami, na Ruchu kibicowoł za naszymi chopokami, a na Radoszowach wskoczył do glinianki, by się z tego znoju obmyć i wyrychtować ancug na drogę powrotną.
Emilia! Nie bij brata. A ty Jasiu to mógłbyś już jej nie zaczepiać, do szkoły niedługi czas pójdziesz, a potem do zawodówki górniczej, a ona jeszcze mała i moralnej wyższości mężczyzny śląskiego nad niewiastą nic nie rozumie. Na czym to żech stanął?
No i skoczył, i jak go nie dupnie w krzyżu. Znaczy się, nie zaboli. Dobrze, że nie na główkę skoczył, ino na bombę, to ani karku nie złamał, ani kręgosłupa, tylko się trochę poharatał po rękach, zdziwiony siodł na rzyci i zaczął się rozglądać. Tu wywrotki pikają, koparki ziemię ładują, tam walec wstęgę asfaltu gorącego zrównuje, z pobliskiej budowy kresowa melodia się unosi, jednak nie taka jak u wujka Zbyszka spod Stanisławowa płynąca, polska, a ukraińska dumka snuje się smętnie ponad halami z prefabrykatów stawianymi.
Rozgląda się redaktor i własnym oczom nie wierzy, przecież ledwie co, rok temu, był tu las i żaba mu… na samo wspomnienie redaktor chwyta się za niewymawialne i zda mu się, że słyszy kumkanie. Patrzy i rzeczywiście wpatruje się w niego znajoma żaba, wzrokiem opadłym ku ziemi i po pandziemu smutnym. To ta żaba czarująca co poprzednio, więc pstryka udkami i redaktor wraz z nią przenosi pod bramę gruby pobliskiej. Tylko wiatr hula i smutno sterczy budynek z oknami już wybitymi, drzwiami graffiti pomazanymi i chachorami tnącymi wiatę parkingową na złom. To tu rok wcześniej widział szczęśliwych robotników, pierwszy raz w życiu nie na kronice filmowej z 71 roku, a w rzeczywistości. Teraz żaba głosem głębokim jak poziom bezrobocia za ministra Balcerowicza opowiada:
„Kopalnię oddano do rezerwy celowej restrukturyzacyjnej, cześć górników zwolniono, reszta musi dojeżdżać daleko od domu, by czarne złoto z ziemi obcej dobywać. I tak ich zwolnią, bo taniej na Rusi węgiel kupować i węglarkami zza Uralu zwozić. Gliniankę sprzedano inwestorowi, ten zwolnienie podatkowe dostał i jeszcze ulgi na pracowników wziął jak w specjalnej strefie, bo takie to prawo zostało przyjęte sejmową większością. A jak raz jebło, tąpnęło znaczy się, tak solidniej, to wszystkie te familoki się zapadły i teraz mieszkańcy w hotelu dawnym robotniczym zakwaterowani na koszt samorządu, bo mieszkania w zeszłym roku przez miasto budowane w Mieszkanie+ przeszły, sam Prezes łopatę wbił, a premier klucze rozdawał. A jak najemcy do sądu o prawa własne nabyte poszli, to w sejmie przyjęto w trzy godziny ustawę specjalną o oddaleniu takichże pozwów i TK to zaraz nazajutrz przyklepał. Bo my teraz nową politykę strukturalną realizujemy i każden, kto z nie nami, ten przeciw dostatkowi. Opiszże to redaktorze, proszę cię uniżenia, a nie pożałujesz” i już ropuszka życiem doświadczona zgrabnie do rozporka przystępuje…
Jaś! Nie bij siostry. A ty Emilia byś zrozumiała, że chłopy śląskie głupie są i jak tylko dorośniesz, będziesz i tak nimi rządzić, to zostaw teraz Jasia w spokoju, dziołcho zatracono.
Martwił się redaktor i gryzł straszliwie przez całą drogę powrotną do dalekiej Warszawy. Bo miałaby i ta rewolucja zostać zdradzona? Znowuż siły reakcji miały przejąć kontrolę nad ludem nie z własnej winy wstecznym, tylko poprzez okoliczności ku manowcom nietolerancji, zaściankowości i zabobonu sprowadzonemu? Ideę Wielką powszechnej szczęśliwości przejąć i zachachmęcić? Zdruzgotał się redaktor i całą drogę od Zawiercia do Łodzi przeszlochał, aż się konduktorki bały do przedziału wejść, w samej Łodzi to nawet zwyczajowego „Za kim leziesz” od kibiców nie usłyszał, tak się nad jego losem rozczulili, butelką okowity poczęstowali i tych drugich od Żydów wyzywając, rozeszli się w pokoju. Siadł więc wielce pokrzepion na duchu ludzką dobrocią, no i procentami, co się śmiejesz Jasiu?, służbowego laptopa rozwarł, rap społeczny sobie zapuścił i zaczął kolejny ważny tekst pisać:
„Przegiąłeś PiSie, choć miałeś szansę. To jednak symetryzm jest nową Solidarnością…” i tak dojechał do Warszawy Wschodniej i tam wysiadł, rachując ile jeszcze tekstów musi napisać i komu wcisnąć, by najbliższą ratę kredytu spłacić w czasie.
Emilia!!! Dziecko kochane, co ty robisz?
Nicz – Odpowiedziało to urocze stworzenie. I nawet nie krzyczało zbyt bardzo, kiedy zabierałem jej najnowszy numer Polityki z artykułem redaktora. A krzyczeć to potrafi pannica nieźle.