Nie przyzwoitka

W pewnym niegdyś niemieckim i obecnie całkiem niemal nadmorskim, oczywiście jeśli Bałtyk można uznawać za morze, a nie za polodowcową kałużę zdecydowanie zbyt wielkich rozmiarów, mieście, i na pewno nie chodzi nam w tym miejscu o G., najpiękniejszą porą roku jest jesień. Tutejsze parki wydają wówczas charakterystyczne odgłosy szurania, po ich alejkach snują się szczęśliwe jesieniary płci obojga zbierając kasztany, liście i korzonki na październikową herbatę. I tylko z rzadka pojawia się zagubiony gość, potykający się o korzenie odwiecznie polskich brzóz uciekinier z lata, przerażony powiewającymi wokół długaśnymi szalami niezdrowo opalony byczek albo panienka zbyt młoda i zbyt niedoświadczona, by w pełni docenić piękno schyłku.

Niewyobrażalna jest więc jesień w mieście G., ale nie tym drugim G., tylko tym pierwszym, oczywiście. Jednakże i tu zdarzają się małe ludzkie dramaty i wielkie cywilizacyjne tragedie. Życie nigdy się nie zatrzymuje, życie pędzi jak szalone i nawet jesienny park nie jest wolny od tegoż pędu, nie jest na tyle mocny, by w pełni zbuntować się i ogłosić niepodległość, wyjść spod dyktatu czasu i obiektywnych okoliczności. I tu uważny obserwator może zarejestrować przeróżne… wydarzenia, historie i opowieści.

Niewyobrażalnie piękna jest dziewczyna, która każdego poranka, dokładnie o tej samej porze, spuszcza ze smyczy swojego psa, a ten, stary cwaniak, choć brykać lubi jak mały szczeniak, czeka aż go przekupią ciasteczkiem albo choćby piłką, i dopiero wtedy rusza na misję. Truchtem wbiega na jedną z alejek i już z daleka szczeka radośnie na widok młodziana o włosach rozwianych i rozmarzonych oczętach, ten sięga do kieszeni i dzieli się boczkiem ledwie co na patelni przyrumienionym, i już mamy jedną kulę, już się turlają pospołu i nie wiadomo gdzie pies, gdzie człowiek w plątaninie łap. I kiedy już niemal zatrzymują się u stóp właścicielki psa, ale i serca młodziana, ta radosna jak i oni, tylko czeka…

… spoza drzew wyłania się stwór czarny jak śmierć sama, jakby czekał dokładnie na tę chwilę, o płci nierozpoznawalnej, ubrany w niby modny płaszcz z samej stolicy, wiatr nagle zerwany z uwięzi rozdmuchuje jego poły, chcąc dziwnego stwora obalić, posłać na glebę, by dać młodym jeszcze trochę czasu, choćby minutkę albo dwie, by w końcu mogli się rozpoznać. A jednak stwór wygrywa z przyrodą, muszą stać za nim silniejsze prawa niż naturalne, i tylko widać jego spotworniałe uda, niegdyś rzekomo najlepsze, teraz jakby słoniowe i obwisłe, czego żadna spódnica ani żadne spodnie ukryć już nie są w stanie. I stwór ten zmierza do młodzieńca, spoza podniesionego kołnierza objawiają się nieliczne włoski, żałosna kozia bródka wiekowej staruszki albo równie zdemenciałego starca i szepcze, nagle On, coś na ucho chłopaka. Przegrany, osłabły wiatr niesie ostatnie słowa, najokrutniejsze ze wszystkich „patron, dziekan, kariera, zapomoga” i już nieprzyjemny stwór wiedzie młodzieńca ze sobą, a niewidzialny łańcuch korporacyjnych zależności wżyna się efebowi w szyję równie mocno jak kajdany trackim niewolnikom w odległej przeszłości. Dziewczyna patrzy smutno.

Będzie czekać.

1 komentarz do “Nie przyzwoitka

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s