Szczecina

Pierwsi klienci pojawiają się pół godziny przed otwarciem. Cierpliwie czekają w jednej kolejce tutejsze męty oraz przedstawiciele wolnych zawodów, miejscowa elita. Elegancka pani odpalająca jednego cienkiego mentolowego od drugiego, obok starszy pan z pieskiem. Spod przymrużonych powiek przygląda się im, jak sądzę, każde osiedle i dzielnica ma takich weteranów, słynny niegdyś zakapior, dziś o mięśniach sflaczałych jak u każdego sześćdziesięcioletniego miłośnika dobrego anaboliku wkłuwanego prosto w tyłek, i nie wiem kogo poprosić o 50 groszy brakujące mi do śniadania. W reklamowce typa, nieśmiertelna biedronka zdaje się śmiać ze mnie, brzęczą butelki.

Jakie licho przywiało mnie do tego smutnego, nieudolnie spolszczonego, miasta? Jeszcze tylko kwadrans, i będę mógł kupić sobie bułkę. Nigdy więcej żadnych wyjazdów nad polskie morze! Pani całkiem nadal atrakcyjna, ale zaobserwowałem dziwną rzecz: lekko trzęsą się jej ręce i chowa twarz w kapturze. Chyba się znają z eks chuliganem z dawnych czasów, a ja aż boję się myśleć, co niegdyś mogło ich łączyć. Wygląda jak adwokatka, może nawet żona sędziego.

Pryszczaty młodzian w śmiesznej papierowej czapeczce otwiera delikatesy. Pan z pieskiem kupuje sofię, pani małpkę i natychmiast się ulatniają. Kiedy wybieram drożdżówki, znalazłem wczorajsze, przecenione, uff, ma się tego farta, podupadły paker przelicza groszówki. Ekspedient, chytry w swych dwudziestu latach, wykorzystuje ten strzęp władzy jaką posiada i cofa menelowi jedną czy dwie butelki po piwie. Mam ochotę biedakowi dorzucić 50 groszy na Bosmana i na głodnego wracać do domu przez cały ten okropny kraj, byle zeszli mi z oczu. Obaj.

Chruszczowskie lebry i chachary mają więcej godności, ale tu po wojnie przesiedlono głównie Ukraińców, a nie, jak na Śląsk, zacne polskie rodziny ze Lwowa. I to widać. Pijaczyna ciągle nie może się doliczyć, ratuje go dopiero nowo przybyły kompan. Wszystkie dobren – słyszę zza siebie i owiewa mnie chuch alkoholowy zdolny obalić samego Tyrmanda. Facet wyszczerza się w uśmiechu, przy trzech zębach jest to widok zaprawdę wstrząsający,reszta ust ginie w szczecinie. Gęstej i pełnej życia. Słyszałem o pchlich cyrkach, ale dotychczas myślałem, że to odległa przeszłość.

– I weź jeszcze denaturat, ognisko zrobimy – Krzyczy przybysz i wyłazi przed sklep. Kurwa, kiedy w końcu skasują mi te bułki?

2 komentarze do “Szczecina

  1. Cudowne! Za każdym razem gdy gmyram w szarlotce, myślę o panu, panie Adamie! Jestem myślami często z! 🙂 (:-* ❤ )

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s